31 grudnia 2017

HAPPY NEW YEAR!!!

W tego sylwestra życzę wszystkim członkom wyszeckiego najlepszego, szczęścia i pomyślności w 2018 roku. 
Aby wena była z wami.

Znalezione obrazy dla zapytania sylwester


Życzy wasza alfa
Silje Selun

4 grudnia 2017

Z pamiętnika wyrzutka cz III - Ostatnia

Rozdział 2 - KLIK

https://www.youtube.com/watch?v=WTTJ5hNlQi0 – nie wiem czy pasuje ale pisałem słuchając właśnie tego ;)

      Po wielu wyczerpujących dniach, a raczej miesiącach swego nieszczęsnego życia położyłem się pod osłoną przyciasnej nory utworzonej przez zawalony korzeń wielkiego drzewa. Wypuściłem powietrze ze świstem, po czym nabrałem w nozdrza całe mnóstwo okropnego chłodu. Wzdrygnąłem się. Świat jakby przymierał. Dni stawały się coraz krótsze, a ciemności nocy pojawiały się coraz wcześniej i wcześniej. Skuliłem się ciasno przylegając lewym bokiem do gliny, by jak najlepiej zabezpieczyć ciało przed chłodem. Zasnąłem.
    - Tato! Tato! – krzyczały wesoło 3 młode wilczyce, biegnące za mną. Zatrzymałem się i odwróciłem co spowodowało że wpadły wprost na mnie. Wygrzebałem się powoli spod ich roześmianych pysków i posłałem szelmowski uśmiech. Miały w sobie jakiś urok, wszystkie miały śnieżno białą sierść, stapiającą się w bieli śniegu do okoła. Wszystkie jak na zawołanie wstały i rozpoczęły jakiś rytuał. Przyzwały wielką kulę ognia, którą wycelowały we mnie. Ja nie spodziewałem się niczego, odskoczyłem w ostatniej chwili, co spowodowało potężny cios w wilka czającego się na nas w odległości około 20 metrów, ukrytego w zaroślach. W jednej chwili moje serce zadrżało niespokojnie. Bez słowa pobiegłem tam, one za mną.
- To on… to on… - powtarzały białe wadery. – Zdrajca… zdrajca…
Najeżyłem sierść, czułem bowiem jeszcze czyjąś obecność. Podniosłem powoli wzrok, by ujrzeć cień między drzewami i ten okropny smród… Nie zdołałem nawet zawarczeć, gdy chłód ogarnął moje ciało, a zwłaszcza nos. Zaraz… nos?
       Ocknąłem się, natychmiast otwierając oczy ze zdumieniem. Leżałem nadal pod swoim drzewem, robiąc zabawnego zeza, gdyż właśnie dostrzegłem duży płatek śniegu leżący na moim nosie. Potrząsnąłem łbem, jednocześnie wzdychając ciężko. -  Skąd tyle dziwnych snów, przecież nawet nie mam dzieci.. - Łapy mi przymarzały, ale przynajmniej zaczęło świtać.
- Cóż.. trzeba iść dalej  - szepnąłem sam do siebie, wiedząc że odpowie mi jedynie cisza. I tak też się stało. Podniosłem leniwie swoje wychudzone ciało na szczupłych szczudłowatych kończynach i poczyniłem kroki na przód.  Upolowałem uprzednio królika i zjadłem ze smakiem by mieć siłę na dalszą wędrówkę.
Od miesięcy podróżowałem po świecie, wciąż brnąc na przód. Tym razem życie utrudniła mi wyjątkowo trudna śnieżyca. Płatki śniegu dostawały się dosłownie wszędzie.. oczy uszy, nos.. nawet zęby. Musiałem być dzielny. Musiałem w coś wierzyć, wierzyć że mi się uda. Gdy już zaczynałem wątpić, że mnie zasypie, bo moje łapy zaczynały sztywnieć i odmawiać mi posłuszeństwa, śnieżyca zwolniła tępa i po chwili przemieniła się jedynie magicznie i pięknie opadający śnieg. Stał się już wieczór. Zatrzymałem się, to chyba nie wina pogody lecz drzew które rosły w nietypowy sposób. Było ich zbyt mało żeby okryć niebo, a jednak w tym miejscu właśnie tak było. – Cóż nie będę dyskutował z matką naturą. – pokicałem pod jedno z nich, zebrałem trochę kory i suchszych gałązek nadających się na podpałkę i wystrzeliłem iskrę w ich stronę. Tak oto stworzyłem małe ognisko, przy którym ogrzałem zmarznięte łapy.  – Od razu lepiej – szepnąłem do siebie, jednakże w tej samej chwili poczułem czyjeś spojrzenie na sobie. Natychmiast zamarłem w bezruchu obserwując potężne zwierzę, zbliżające się w moim kierunku. Przysypałem małe ognisko widząc złowrogie zamiary wielkiej samicy. Był to przeciwnik ciężkiego kalibru. – A cóż to… nie powinnaś smacznie drzemać? -  Dopiero wtedy doszedł do mnie swąd młodych w okolicy. – Śnieg chyba zaskoczył tutejsze niedźwiedzie – szepnąłem. Chyba zbliżyłem się niebezpiecznie blisko ich kryjówki. Skuliłem się by pokazać uległość, jednak niedźwiedzica nie zwróciła nawet na to uwagi, wciąż się zbliżała. Cóż.. walczyć nie zamierzałem, nie miałem szans. W ułamkach sekund odwróciłem się i wystrzeliłem najszybciej jak mogłem, kierując się w widoczną z oddali ścianę lasu.. gęstego lasu. Im bliżej niego się znajdowałem, tym bardziej wyglądał mi podejrzanie, ale cóż. Nie było wyjścia. Wpadłem w zarośla pokryte śniegowym puchem, przewróciłem się i lekko poobijałem, po czym wstałem i pobiegłem dalej nieco kulejąc. Odwróciłem się. Niedźwiedzica najwidoczniej nie zmieściła się w tak ciasno porośniętym lesie. Zatrzymałem się, czułem się tutaj zupełnie inaczej. Czułem że moje ciało przepełnia moja magia, po raz pierwszy czułem to tak mocno… z taką siłą. Ruszyłem dalej, nie zastanawiając się zbytnio, chciałem poznać źródło tego uczucia. Po drodze mijałem naprawdę dziwaczną roślinność, i jeszcze dziwniejsze owady czy inne leśne zwierzaki. Ale chwila..
- Co ja widzę? – wydusił ze zmęczeniem. Przed nim widniała niewielka polana, a na niej, na kamieniu wypoczywał wilk. Jednak nie był to zwykły wilk, bowiem posiadał on SKRZYDŁA! Mało tego… miał też kilka ogonów. Spojrzałem ze zdumieniem nawet na swój własny i zamachałem nim chwilkę z niedowierzaniem. Podszedłem bliżej. Niewielka postura i pysk zwierzęcia wskazywała na płeć piękną. Zawahałem się przez moment, ale stłumiłem strach i wyszedłem z ukrycia. Ukłoniłem się i przywitałem. Tak oto poznałem Silje Selun oraz stado strażników o wdzięcznej nazwie Herd of Guardians. Pilnowali oni wielkiego Drzewa Istnień. Z początku postanowiłem zostać by przyjrzeć się temu miejscu. Po raz pierwszy od dawna czułem tak silną ciekawość. Zresztą znów ktoś chciał mnie przyjąć. Znów mogłem poczuć czyjeś towarzystwo. Bałem się w głębi serca że mógłbym nie sprostać wymaganiom alph. Zwłaszcza tej drugiej którą poznałem później. Wilczyca wielkości dorodnego konia – Brahmaputra. Przerażała mnie każdego dnia, jednak jej skrzydlata siostra miała w sobie coś, co sprawiło że postanowiłem zostać i spleść swój los razem z tym miejscem. Być może o tym właśnie mówił mi stary Jack.. o tym że muszę znaleźć samego siebie. Czy znalazłem? Życie tutaj, z całą pewnością mnie tego nauczy.


KONIEC SERII – Z pamiętnika Wyrzutka

Black wolf

   I was in the winter of my life. 
And the men I met along the road were my only summer. 
At night I fell sleep with visions of myself dancing 
and laughing and crying with them. 
Three years down the line of being on an endless world tour 
and my memories of them were the only things that sustained me 
and my only real happy times.

Scarisse 


  Lecz częściej zwą mnie Scar.



Pochodzenia nieznanego, czarna niczym smoła wilczyca o skromnej budowie ciała, w chodzie przypominająca złodziejaszka. Niby lis w przywdzianej wilczej skórze. Szósty rok jej narodzin minie w dniu pełnego rozkwitu wiosny 1 maja. Z zamiłowania zielarz, z profesji szaman.




Młódką nazwać jej nie można, bo i jak, 6-letniego wilka? Mimo wszystko wilczyca wyglądem w żadnym stopniu nie przypomina dorosłego osobnika. Chuderlawa, malutka o patykowatych łapach, pociągłym pysku i sterczących uszach. Więcej w swej osobie posiada z lisa niż wilka, toteż od zawsze nazywano ją lisem w wilczej skórze. Chód złodziejaszka, cichy i spokojny posiada w sobie coś z elegancji i powabności wilczycy wysokiego rodu, choć takową nigdy nie była. Smolista, gęsta sierść odziewa drobną posturę. Charakterystycznym w całokształcie Scarisse są oczy. Wielkie, bursztynowe ślepia o tajemniczym, chłodnym blasku. 






Powściągliwa, spokojna i opanowana. Nie zdradza swoich emocji, które łatwo mogą ją zwieść co wywołałoby nie lada katastrofę. Przez lata kreowała stoicki spokój i panowanie nad sobą. Typ melancholika z pewnymi cechami sangwinika. Pełna życia, trochę mało towarzyska i ostrożna przy pierwszym poznaniu. Dokańcza to co zaczęła i dąży do obranego przez siebie celu. W pewnym stopniu dominująca i władcza. Lubi mieć wszystko poukładane. Bywa złośliwa, arogancka i cyniczna. Czasami zachowuje się jak dziecko, lecz to zależy od tego jaki trafi jej się dzień. W przypadku tych gorszych bardziej stroni od ludzi i bliższego kontaktu, a jeśli taki jest nader konieczny bywa po prostu nieprzyjemna. 






Every night I used to pray that I’d find my people and finally
I did on the open road. We had nothing to lose, 
nothing to gain, 
nothing we desired anymore except to make our lives into a work of art.
Live fast. 
Die young. 
Be wild. 
And have fun.

__________


Cześć i czołem.
Kontakt przez maila (psycho.american09@gmail.com ) lub gg 38472563
Chętnie przyjmę jakieś wątki w swe ramiona. c;

[113] Koniec listy - startujemy na nowo

Cóż.. niestety musimy pożegnać tym razem dwie osoby, a dokładniej potomstwo alph.
- Taliyah
- Rumble

Jeśli będziecie chcieli do nas wrócić, wasze KP powinny być nadal gdzieś w archiwum bloga, jednak wasze imiona z listy zostają wykreślone.
Pozostali! Nie obijać się i działać.
Kto tam wisi z opowiadaniem stadnym? Jak nie ma czasu niech odda komuś innemu, na pewno znajdzie się ktoś chętny aby zastąpić.

// Władza stada

20 listopada 2017

[112] LISTA OBECNOŚCI

A więc.. tak jak w temacie. Wystartowaliśmy po wakacjach słabo, dlatego postanowiliśmy sprawdzić kto tutaj jeszcze zagląda.

Czas start - macie 2 tygodnie do 4 Grudnia 2017r!!!

Panowie:

  1. Roy 
  2. Rumble
  3. Spieluhr 

Panie:

  1. Aerin
  2. Imala
  3. Runa
  4. Silje Selun
  5. Taliyah
  6. Yulthi
Czerwony - Nieobecni
Zielony - Obecni
Niebieski - Wcześniejsze usprawiedliwienie

PS. Jutro 21 Listopada w godzinach wieczornych, planujemy rozegrać małą grę. Wszystkich chętnych zapraszamy w okolicy godziny 20. Jeśli się nie uda, proszę napisać w jakich godzinach odpowiadała by wam gra w najbliższy weekend tj 24-26 Listopad. :)

24 października 2017

STARTUJEMY !!!

Koniec obijania się i bierzemy się do roboty.
Trochę za długa ta przerwa była, ale czasu nie było za bardzo by coś sensownego sklecić. 
Związku z końcem przerwy można już śmiało pisać opowiadania, notki itp.
Mamy stadne opowiadanie i osobę, która ma pisać  kolejna. Spielu czy dalej chcesz pisać jako drugi, czy rezygnujesz? Proszę o szybkom odpowiedz.
Mam propozycje, by zorganizować ognisko na polanie jak za starych dobrych czasów RPG.
Tylko pytanie do was jaki dzień wam odpowiada.


30 września 2017

PRZERWA WAKACYJNA!!!!

Tak jak w tytule ogłaszamy przerwę wakacyjną do końca września. Wiem, że trochę późno, ale mi przedłożyły się wakacji, a wcześniej miałam problem z notkami. Z tego co wiem duża część członków to studencki, więc to mówi samo za siebie. Jednak, jeśli ktoś jednak ma czas i już wrócił z urlopu/wakacji dalej można otrzymywać kontakt pod fotkami i pisać opowiadania. Ja już po wszystkich wyjazdach praktycznie, więc śmiało w razie jakichkolwiek spraw można się zgłaszać. Z powodu iż nie wiadomo kto jest w danej chwili proponuje ustalić jeden dzień, gdzie będzie będziemy się starali pojawiać się wszyscy w ramach możliwości.
Ja proponuje czwartek  lub niedziele, czekam na wasze propozycje lub akceptacje któregoś z terminów w komentarzu.

Wasza jedna z alf, Silje Selun.

26 sierpnia 2017

[111] Event: "Gdy korzenie upadają, upada całość"
001. "Błąd jednego istnienia"


001. "Błąd jednego istnienia"

Wśród drzew panowała cisza. Ciężka, nieprzebyta cisza. Jednakże gdyby się wsłuchać, można by było wychwycić składające się na nią komponenty. O różnej barwie i tonacji, scalające się harmonijnie w mistyczny oddech puszczy. Perlisty dźwięk kropel, które uderzając o liście zmieniały się w srebrzyste girlandy. Miękki szelest piór, gdy ptak zrywał się do lotu. Szmery, odgłos pękających gałązek. Szum odległych, sięgających ku niebu koron drzew. Wszystkie dźwięki splatające się w jedną całość. Puszcza żyła własnym życiem.
Pomiędzy wysokimi pniami przemieszczała się czyjaś sylwetka. Kocie łapy bezszelestnie stąpały po malachitowym dywanie runa leśnego. Nastroszone futro mieniło się barwami, których różnorodny blask bił z pośród niespotykanej roślinności. Kuliste sfery światła unosiły się, swobodnie lewitując w ciężkim od zapachów powietrzu. Fluorescencyjne żyjątka migały pośród listowia, tworząc w leśnym sanktuarium kalejdoskop barw.
Za postacią rysicy podążał rekini duch. Półprzezroczyste ciało, które wyglądało jakby spleciono je z wody, sunęło leniwie w powietrzu, poruszając potężną płetwą ogonową, zupełnie jakby płynął pośród ciepłych fal Pacyfiku.
Dwoje towarzyszy zmierzało na wschód, z każdym krokiem oddalając się co raz bardziej od serca terenów Strażników. Ogon kotki poruszał się z irytacją na boki, uszy położyła po sobie. Jej płomienne ślepia omiatały otoczenie, sama jednak była zatopiona głęboko w myślach. Szła tak bez słowa, od dłuższego czasu, aż milczenie w końcu przerwał stalowy głos Antany.
- Jesteś pewna, że to już czas?
Kotka obróciła się, rzucając na zjawę nieprzychylne spojrzenie.
- Czas na co? - Prychnęła.
- Na opuszczenie Drzewa Istnień. - Blade rybie ślepie łypało na kotkę nieodgadnionym spojrzeniem, a pysk wykrzywiał kpiący uśmiech, pełen rzędów ostrych kłów.
- A kogo to obchodzi? - Sierść na jej grzbiecie zjeżyła się ze złości. - Nadal nie rozumiem co wszyscy widzą w tym zielsku, w tym miejscu. Nic pasjonującego się tu nie dzieje. Nie ma najmniejszego sensu pozostawać tu ani chwili dłużej. - To mówiąc, wydłużyła kroki, zmierzając energiczniej ku granicom stada. Zza grzbietu dobiegł ją cichy śmiech zjawy.
- Kissa, mogłabyś być bardziej szczera chociaż wobec samej siebie. - Rekin przepłynął obok rysicy, jego mlecznobiała postać, załamywała się na tle chropowatych pni.
Runa prychnęła tylko, strosząc przy tym białe wąsy. Od tylu lat wędrowała po świecie. Nie czuła potrzeby by to zmieniać. Nie wiedziała po co Antana drążył temat, tylko ją denerwował. Ruszyła truchtem, ignorując jego dalsze komentarze. Chciała już jak najszybciej opuścić to miejsce i ruszyć ku kolejnym nieznanym krainom.
Szkarłatne krople krwi zawirowały w powietrzu. W gnijącym bezdechu brunatne liście opadały przedwcześnie, pokrywając spękaną ziemię kobiercem karminowych plam. Złote ślepia ziały pustką. Serce pękło w pół. Polana Istnień spływała morzem krwi. Z jaskini bił lodowaty chłód. Pulsująca energia zamarła w bezruchu, a życiodajne Drzewo zamilkło niczym grób. Wrota ku tajemnemu przejściu zamknięte na głucho, porośnięte kobaltowym szlamem. Epicentrum choroby.
Puszczę rozdarł przeraźliwy ryk. Kakofonia dźwięków przetoczyła się siłą przez połacie drzew. Na kilka sekund zamarło wszystko co żywe, struchlałe przez ów płacz. Nieopisany ból, niczym lodowate szpile, wbił się w serca i umysły zwierząt, które nie miały jak się przed nim bronić. Nie wiedziały, że będą musiały zapłacić za błąd jednego istnienia. Że wszystkich dosięgnie kara.

Runa zamarła. Przypadła do ziemi, na drżących łapach. Pokryte czernią źrenic ślepia z przerażeniem spojrzały ku centralnej części lasu, skąd dobiegł porażający serca wrzask. W uszach jej dudniło, wzburzona krew pulsowała w żyłach. Saatana. Cóż to u licha było? W zszokowanym umyśle kotki panował chaos. Z wahaniem wyprostowała nogi, rozglądając się czujnie dokoła. Przez jej ciało przebiegł dreszcze. Zdawało się jakby w jednej chwili las wokół niej opustoszał. Zniknął również Antana. Spojrzała w głąb nieprzystępnej nagle głuszy. Obejrzała się za siebie, skąd przeświecało już światło otwartych przestrzeni. Oblizała nerwowo nos. Nie wiedziała co robić. W głowie ważyła rozwiązania. Wzięła głęboki wdech i przymknęła na moment ślepia.
- Co do diabła... - mruknęła unosząc powieki. Rdzawe ślepia zapłonęły niebezpiecznie w ciemnościach.. W duszy wciąż grały sprzeczne emocje.
Ruszyła bezszelestnym truchtem przed siebie, wracając po własnych śladach do miejsca, które zamierzała opuścić.
Na Polanie Spotkań pojawiło się już parę zaniepokojonych osób. Na jednej z granitowych skał zasiadała Ogoniasta, jak to zwała nazywać ją Runa. Silje wyglądała na przejętą, ale również gotową do działania. Czekała cierpliwie, aż zbiorą się wszyscy członkowie stada. Zza listowia rysica bez trudu dostrzegła charakterystyczną sylwetkę Szamana, a w myślach zarejestrowała brak jego Totemu. Obok alphy siedział kruczoczarny basior, to zapewne jej partner, choć kotka nie pamiętała jego miana. Za plecami rodziców, mignęła jej biała sylwetka młódki, którą kojarzyła ledwie z widzenia.
Przeniosła po cichu łapy, wychodząc zebranym na przeciw. Poczuła na sobie przenikliwy wzrok Pozytywki, który jako pierwszy dostrzegł jej milcząca postać, zupełnie jakby wiedział, że miała się zjawić. Skłoniła głową na przywitanie, omiatając po raz kolejny cynamonowym spojrzeniem polanę. Zwierzęta odpowiedziały cichymi słowami, po czym znowu umilkły. Choć czujne i zaalarmowane, czekały w napięciu, bez zbędnych słów. Kotka jednak nie wiedziała na co, na kogo. Pragnęła jednak wyjaśnienia.
- Także... czy ktoś raczy powiedzieć mi co tu się dzieje? - Jej głos zabrzmiał zgrzytliwie w przytłaczającej ciszy.
- Myślę... że ja będę mogła nieco rozjaśnić sytuację. - Niemrawy szept dobiegł zza grzbietu Runy. Odwróciła się zaskoczona, a jej oczom ukazała się masywna postać smolistej wadery. Nie wydawała się jednak tak wielka jak ostatnim razem gdy ją widziała. Na przygiętych łapach i z podkulonym ogonem, spoglądała niepewnie w stronę siostry, która zerwała się gwałtownie z ziemi. Za zimnym spojrzeniem mignęła burza szamocących się w niej emocji.
Rysica wycofała się, robiąc dla niej miejsce. Od razu przypomniała sobie rozmowę między samicami, której przez przypadek była świadkiem. Przypomniała sobie raniące słowa, które padły wtedy w przestrzeń. "...mordercę. Nie pokazuj się już tu więcej!" Kotka usłyszała zaskoczony głos czarnego basiora, który wypowiedział tylko jedno słowo, jedno imię - Brahmaputra...
Seledynowe tęczówki jednej z alph mierzyły drugą nieodgadnionym spojrzeniem. Trudno było coś odczytać z wyrazu pyska Silje, który zdawał się zamienić w kamienną maskę. Runa obawiała się, że samica zaraz wybuchnie, ta jednak zaskoczyła ją zimnym tonem, w którym tylko ledwie było słychać dobrze skrywany ból.
- W takim razie mów.
Brahmaputra zadrżała pod stalowym głosem siostry, który przebił powietrze jak miecz. Wyprostowała się jednak, zachowując resztki swej dumy i zaczęła opowiadać, zaspokajając wreszcie ciekawość zgromadzonych. Jej głos rozbrzmiał donośnie w zamkniętej w skorupie czasu krainie.
- Legendy głoszą, że gdzieś w głębi lasu, poza terenami naszego stada, uśpiony jest Pradawny Duch, który przez wieki spoczywał w letargu. Sądzę, że właśnie tam musimy udać się wpierw na poszukiwania, by wyjaśnić co dokładnie się stało. Równowaga w Lesie Strażników została zaburzona. Wiem, że Ty też możesz to wyczuć Silje, i wy także. - Spojrzała po kolei po pyskach zgromadzonych zwierząt. - Tak starą istotę zbudzić mogła jedynie wielka zbrodnia, ktoś musiał zagrozić jej bezpieczeństwu. Wszyscy słyszeliśmy jej ryk. Jest jak chore, oszalałe zwierzę. Musimy... - zawahała się na moment, jakby zastanawiając się nad dalszymi słowami - ....odnaleźć sprawcę tego czynu i powstrzymać rozszalałego Ducha, nim zaślepiony bólem i wściekłością, zmiecie z powierzchni ziemi całą połać Puszczy. Jego macki sięgają już poprzez lasy, a gdy dosięgnie Drzewo Istnień, będziemy zgubieni. Naszym zadaniem, jako Strażników jest obłaskawienie Ducha i zażegnanie niebezpieczeństwa.
Skończyła mówić. Rysica zastanawiała się nad jej słowami. To by wyjaśniało zniknięcie pomniejszych duchów. Musiały być przerażone. Zauważyła, że Spieluhr nie wyglądał na zaskoczonego, ciekawe czy sam domyślił się co się stało. Przeniosła cynobrowe ślepia na skrzydlatą waderę, ona również wyglądała jakby znała już ta historię i brała tą możliwość pod uwagę. Zeskoczyła z gracją ze skały i spojrzała z uwagą po wszystkich.
- Wyruszymy od razu. - Zakomenderowała. - I Ty, Brahma.... - Jej imię jakby z trudem przeszło jej przez gardło. - Poprowadzisz nas do jego leża. Roy może zamykać naszą wyprawę.
Ruszyli bez dalszej zwłoki, przemieszczając się przez odmienioną puszczę. Gdzieś w oddali znów rozbrzmiał ryk, a ptaki zerwały się gwałtownie z gałęzi. Szum ich skrzydeł zabrzmiał nad głowami Strażników. Zwierzęta opuszczały ich tereny, uciekając przed niszczycielskim gniewem starożytnej istoty. Pytania czekały na odpowiedzi. Nikt nie mógł wiedzieć jak to się skończy. Ani co będą musieli poświęcić. Natomiast czas jaki im pozostał topniał niczym woskowa świeca. Rozedrgane cienie tańczyły dookoła, drwiący śmiech toczył się z wolna, rozpędzając karuzelę obłędu. Kto mógł wiedzieć, że najgorsze z czym będą musieli się spotkać to nie walka, czy cierpienie, a zwykła, bolesna prawda.
______________________________________________________________________________
O rany. Wybaczcie opóźnienie. Wybaczcie dramatyzm. I że w sumie za bardzo nie posunęliśmy się w akcji. Ale czułam, że trzeba to wszystko jakoś uporządkować i zebrać w kupę. Mam nadzieję, że opisałam Wasze reakcje w miarę sensownie. I nie chciało mi się sprawdzać błędów po napisaniu, więc wybaczcie powtórzenia i jakieś dziwne zwroty.

Przy okazji, po raz kolejny przypomnienie dla Silje - nowe opisy terenów i fabuły - zerknij, zadecyduj czy chcesz publikować, czy nie, niech to nie wisi tak w zawieszeniu.

5 maja 2017

[109]

A darkness comes at dawn


_______________________________

Keleth
Wspomnienie
Powiązania
Dlaczego?

_______________________________

© Volinfer
| 6 lat | 24 czerwiec | Antarktyda | uczeń maga powietrza
w przeważającej części samica (zmienna płeć)
Yulthi
Czarno-szara samka o stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach w kłębie i wadze czterdziestu trzech kilogramów jest tą, o której zapewne mało kto słyszał. Mimo iż nie wyróżnia ją nic, prócz przenikliwie czarnych ślepi oraz delikatnego zapachu kakao i tak nikt nie potrafi jej zapamiętać. Przez swoją naturę samotnika jest zabójczo szczera. Zdaje sobie z tego sprawę, że może kogoś tym urazić, jednak nie robi sobie tym jakiś większych problemów. Uwielbia patrzeć na innych jednym ze swoich zimnych spojrzeń spode łba. Nie pozwala sobie znajdować się w centrum uwagi, gdyż zdaje sobie sprawę z tego, że nie potrafi się zachować. Niegdyś biła od niej dzika radość, potrafiła się bawić. Teraz woli pozostać spokojna, ze względu na niektóre incydenty z dawnych lat. Awanturnicza – niekiedy, acz łatwo ją zdenerwować. Nie wdaje się w kłótnie, bo, cóż… nie potrafi się kłócić. Poza tym i tak mało kto ją spotyka – często gęsto przesypia dnie lub noce w jaskini, gdzieś w górach.
od autorki

21 kwietnia 2017

[108] Notka Organizacyjna 2

1. Pierwsza sprawa i najważniejsza. Koniec LO, mieliście nawet o 3 dni więcej z przez działanie siły wyższej. A więc do rzeczy, nie podpisali
Conall
Rain Forces
Daybreak
Phan
Scathach
Vrishti

Zasada wszystkim już znana. Osoby, które się nie podpisały zostają wyrzucone ze stada, z możliwością powrotu. Jednak, wiem iż niektórzy już wrócili zostając raz  już wyrzuceni i proszę o zastanowienie się czy naprawdę macie czas i chęci tu siedzieć. Szczególnie to drugie.


2 . Został zaktualizowany nasz regulamin. Wszystkie informacje są te same, ale napisane w bardziej zrozumiały sposób, został dodany jeszcze jeden podpunkt do "Plusy i Minusy".

3. EVENT. Tematyka zostaje ta sama. Poproszę o ponowne wspomnienie w komentarzu kto chce brać udział. Myślałam, żeby pisać w ustalonej kolejce kolejno dalsze części w opowiadaniach. Pasuje wam taka opcja, czy komuś jednak nie bardzo?

20 kwietnia 2017

[107] Sprawy warte wyjaśnień...

OPOWIADANIE FABULARNE Z PODZIAŁEM NA ROLE


      I stało się. Ten zapach doszedł do jej nozdrzy, ten widok do jej ślepi wywołując narastanie niepewności, złości, tęsknoty i niezrozumienia. Wszystkie te uczucia pojawiały i znikały się naprzemiennie rozstrajając ja coraz bardziej, jednak nie pozwoliła by jej ciało ukazało co się z nią działa. Zdołała tylko przekręcić łeb by przeszywającym wzrokiem łypnąć na wilczycę.

Brahmaputra stała nadal. Niewzruszona, z kamiennym spojrzeniem wbitym w ciało samicy. Można by rzec iż stały tak całą noc, wzajemnie się sobie wpatrując. Czarna mimo iż była wielką wojowniczką, po raz pierwszy się bała. Nie o swoje życie, nie o to że siostra ją znienawidzi, ale bała się po prostu odezwać pierwsza.

Wiedziała jak dumna jest jej siostra i wiedziała tez iż wątpi by ta pierwsza się odezwała. Jednak sama jakoś nie miała na to największej ochoty, a co ona myślała? Że wróci wpadną sobie w ramiona i wszystko okaże się nieporozumieniem, a jej córka wróci z samotnego spaceru z lasu i powie iż tylko się zgubiła? Jak ta psychika potrafi byś śmieszna. Więc nie mogąc już znieść tej ciszy i opowieści odezwała się jako pierwsza. Szybko chciała mieć już tę rozmowę za sobą - Witaj. - Powiedziała krótko, lecz by siostra ją słyszała, następnie nie zmieniając swojej pozycji ani trochę czekała, co wydarzy się dalej.

Mimo iż było to tylko zwykłe powitanie, przeszyło samicę na wskroś. Schyliła łeb nieco by pokazać jej uległość po raz pierwszy w życiu. Po chwili podniosła go ponownie i zaczęła mówić grobowym tonem stojąc w sporej odległości. - Silje Selun... Twoja córka nie żyje. - Walnęła prosto z mostu. - Nie chciałam by towarzyszyły wam złudne nadzieje, dlatego wróciłam, by z Tobą porozmawiać.

Postawa bardzo zaniepokoiła skrzydlatą, bowiem czarna wadera nigdy nie ukazywała uległości nawet jej, miała złe przeczucia. I okazały się okrutnie trafne. - A jednak to prawda. - Wyraz pyska się nie zmienił, ale nad łzami straciła kontrole, kilka łez potoczyło się własnym śladem po jej poliku. Walczyła teraz ze sobą by nie wybuchnąć z rozpaczy, ale jej ciało z wysiłku zaczęło lekko się trząść. - O czym? Czy można przekazać gorszą wiadomość niż ta. - Wydukała

 - O tym co się stało. - Rzekła dość spokojnie, jak na to co czuła wewnątrz siebie. - Tak bardzo Cię przepraszam siostro. Zawiodłam Cię na całej linii.. - skuliła się. - Zawiodłam Twoje zaufanie...

- Wiesz jak zginęła moja córka? - Podniosła się gwałtownie i zaczęła teraz wyraźnie się trząść jakby było jej zimno. Dalej zmuszała swoje ciało do dyscypliny wobec jej woli, jednak pomału emocje wydobywały się na powierzchnie wygrywając tą bitwę wewnątrz niej.- Co się stało? Jak mogłaś mnie zawieść? - Nie mogło to zmieścić się w jej łbie, była jedyną jak dotąd osobą, która nigdy jej nie zawiodła, więc nie rozumiała o co jej chodzi.

Brahmaputra wolała zostawić samo sedno na koniec. Bowiem wiedziała, że w przeciwnym wypadku samica nie zechce jej wysłuchać. - Wybacz, ale ciało małej pochowałam daleko poza naszymi terenami.. Nie potrafiłam inaczej. - Zrobiła pauzę - Musisz też wiedzieć że To co się stało.. było impulsem.. nie chciałam, aby tak to się skończyło. - znów zniżyła łeb na znak uległości.

 Pojawiał się coraz większy szok i niezrozumienie. Nadal nie rozumiała, co chciała jej przekazać. - Czemu zabrałaś jej ciało? Nie pomyślałaś iż jej miejsce jest tutaj? - Łzy zaczęły pojawiać się w kącikach oczu i uwalniać się spod kontroli samicy. - No mów w końcu co się stało! - Nie wytrzyma już dłużej tego napięcia. Jakby wcześniej wiedziała, co ją czeka to napięcie wydałoby się jej dziecinadą.

Nagle przed oczami stanął jej obraz tamtego wieczoru i para małych złotych oczek wlepiona w postać czarnej w akompaniamencie odgłosów burzowych. - Czy Imala coś Ci powiedziała?

 - A co ona ma do tego? - Zmarszczyła brwi.

- Ona dużo wie - odparła krótko.

 - Nic mi nie powiedziała. - Spojrzała na chwile pusto przed sobą. - Mogłabyś w końcu nie owijać w bawełnę, to nie w twoim stylu. - Dalej spoglądała przed siebie pustym, beznamiętnym wzrokiem, jakby chciała zobaczyć co jest za wilczycą przez nią.

RUNA przemierzała tereny Strażników bez pośpiechu, stąpając bezszelestnie na leśnej ściółce. Wędrowała w towarzystwie rekiniego ducha Ananty. Rozmawiali przyciszonymi głosami, zwyczajowo wymieniając przyjacielskie uszczypliwości. W pewnym momencie czułe uszy kotki wychwyciły jakieś głosy. Zaciekawiona, kazała zamilknąć zjawie i skradając się przez zarośla, poczęła zbliżać się w kierunku źródła dźwięków. Szybko zorientowała się, że jest w pobliżu polany. Póki nie upewniła się z kim ma do czynienia nie chciała zdradzać swojej obecności, także stąpała po cichu, na ugiętych łapach. Jej cynamonowe ślepia bacznie przeczesywały teren, wypatrując z zarośli właścicieli głosów. Gdy była już dostatecznie blisko udało jej się rozpoznać Silje. Drugiej wadery nie znała, nie wiedziała o czym rozmawiają. W tym momencie nastąpił cichy trzask - rysica nieopacznie nastąpiła na jakąś suchą gałązkę. ​Perkele.​ Mruknęła bezgłośnie, zirytowana własną niezdarnością, zaraz potem z jej gardzieli wydobył się cichy pomruk, kiedy zza pleców dobiegł ją śmiech zjawy.

 - To moja wina Silje... To przeze mnie małej nie ma teraz z nami... - znów zamilkła a jej wzrok wydał się pusty. - Przybyłam by przyznać Ci się do błędu prosto w oczy, a potem odejść bezpowrotnie bowiem wiem, że nie zniesiesz tutaj mojej obecności.. - Do jej uszu dobył się trzask. Nie były same...

To co usłyszała Silje przeszyło ja na skroś, a pysk wyrażał jakby właśnie przeżywała ogromny ból, bo to właśnie tak się czuła. Usłyszała szelest, ale teraz nie miał on dla niej najmniejszego znaczenia, teraz analizowała to co powiedziała jej wadera i dopiero po chwili faktycznie zrozumiała, co mówiła do niej wadera. Długą chwilę, która wydawała się jej wiecznością nic się nie odzywała. - Jak... Jak mogłaś..- Tylko tyle zdołała wypowiedzieć, gdyż łzy leciały jej obecnie ciurkiem z obu zbiorniczków łez tworząc po 2 strużki łez przy każdym oku. - To ma być błąd według ciebie? - Wydarła się na nią podchodzą bliżej kipiąc z wściekłości i żalu. - To według ciebie ma być błąd?! Nigdy nie przypuszczałam, że najbliższa mi osoba, tak mnie zrani. OD dziś nie jesteś już moja siostrą teraz jesteś uznana za morderce, więc nie pokazuj się już tu więcej! - Spojrzała prosto w jej ślepia. - Nie wiedziałam, że okażesz się takim tchórzem i tak długo będziesz to ukrywać. - Wycedziła przez zęby, a wyraz jej pyska stał się zimny. Straciła kolejną ważną dla niej osobę. Coraz bardziej zostaje sama.

 Czarna czuła na sobie ogrom winy, wiedziała że postąpiła źle i nawet nie przeszło jej przez myśl to że siostra mogłaby jej to wybaczyć. Mimo iż była dużo większa od niej, zaczęła się cofać krok po kroku w rytm zbliżającej się Silje. Coraz bardziej się kuliła, mimo iż była dobrze przygotowana na tę rozmowę. Z jednym tylko nie mogła się zgodzić. Nie była tchórzem. Po prostu - Nie potrafiłam wcześniej spojrzeć Ci w oczy. - Teraz faktycznie na ugiętych łapach spojrzała siostrze głęboko w oczy, oddając jej w ten sposób obraz całej siebie. W obrazie tym Silje mogła dostrzec szczerość i żal za popełnioną zbrodnię. - Nic mnie nie może wytłumaczyć... dla tego ... - chrząknęła. - dlatego Tak Bardzo Cię Przepraszam!... Może kiedyś mi wybaczysz, ale jeśli nie to ja to rozumiem. - Chłodny wiatr delikatnie naruszył jej gęste czarne futro, a świat wydawał się jakby stanął w miejscu, jakby ktoś zatrzymał czas. Samice patrzyły sobie w oczy w milczeniu. Po czym czarna ukłoniła się i wycofała, mówiąc na pożegnanie półszeptem. - Dziękuję za te piękne lata i raz jeszcze PRZEPRASZAM - ostatnie słowo niemal wykrzyczała, gdy już się odwracała, po chwili zniknęła z oczu Sije równie szybko jak się pojawiła. Pobiegła kawałek i zatrzymała się gdzieś w głębi lasu, by pożegnać się ze swoimi ukochanymi kątami. A następnie zniknąć poza granicami stada, bez niczyjej wiedzy pilnując nadal drzewa i swej siostry z zewnątrz...


SILJE BRAHMAPUTRA RUNA


19 kwietnia 2017

[106] Siecią tchórzostwa nie złowisz jesiotrów szczęścia.


Cichy szmer. Pomruk. Delikatne dźwięki, wtapiające się w odgłosy wieczornego lasu. Jedynie one znamionowały obecność kotki, która niemal niezauważenie przemierzała las. Wędrując między iglakami, po spróchniałych pniach, stąpając lekko po leśnym gruncie, lustrowała spojrzeniem nieznane tereny. W pewnym momencie przystanęła. Jej cynamonowe ślepia wypatrzyły coś interesującego w gęstwinie. Zniżyła się na łapach i zaczęła powoli skradać w wypatrzonym kierunku. Zbliżała się bezszelestnie, będąc wśród leśnej kniei niczym duch. Zatrzymała się kiedy była w odległości kilku metrów od prześwitującej między pniami polany. Zauważyła tam jakąś istotę. Psowatego, prawdopodobnie wilka. Wyglądało na to, że siedział tam samotnie, bez żadnego towarzystwa. Obserwując stworzenie, rysica zastanawiała się, czy wyjść ku niemu, czy odejść niezauważona. Zaczęła z wolna przesuwać się po obrzeżach polany, by uzyskać lepszy widok. Zwieńczone czarnymi pędzelkami uszy wychwytywały najmniejsze szmery, oczy chłonęły widoki krajobrazu. Jej myśli nie były jednak tak samo zafrasowane co zmysły. W odmętach umysłu błądziła ku odległym krainom. Zastanawiała się, gdzie tym razem poniosą ją łapy. Zawsze kierowała się przed siebie. Nie zatrzymywała się nigdzie na dłużej. Nie stroniła od towarzystwa, jednak z nikim nie zawiązywała bliższych więzi. Podążając tym torem myśli, zauważyła że od miesięcy nie rozmawiała z nikim, poza jej niematerialnym towarzyszem. Zaśmiała się w duchu, tuż przed tym jak wyrwał jej się pełen frustracji syk. Rozproszona, przestała uważać; choć zaledwie na moment, wystarczyło, by stanęła nieostrożnie, a rana w łapie odezwała się przeszywającym bólem. Cholerny deszcz. Cholerne skały. Wciąż nie mogła uwierzyć, że była na tyle głupia, by się poślizgnąć i upaść tak niefortunnie. Na to wspomnienie sierść na grzbiecie mimowolnie jej się zjeżyła, a na pysku wymalował się ponury grymas. Zmarszczyła nos, odsłaniając ostre jak igła kły. Tuż przy uchu usłyszała czyjś cichy głos.
- Powinnaś się przywitać.
Cynamonowe ślepia powędrowały w kierunku zjawy. Wykrzywiła się w złośliwym uśmiechu.
- Masz już dość mojego towarzystwa? - Spytała z przekąsem, spoglądając na unoszącego się w powietrzu rekina. Żarłacz rafowy lewitował obok, do tej pory podążając za nią bez żadnego słowa. Jego ciało połyskiwało momentami, kiedy przez korony drzew padało na nie światło księżyca. Było półprzezroczyste. Kotka bez trudu mogła ujrzeć przez niego chropowatą powierzchnię pni. Jego postać wydawała się być utworzona z wody. Był jednak jedynie duchem, nienamacalnym bytem, który towarzyszył rysicy, odkąd była zmuszona opuścić swój dom. Był również jej jedyną rodziną i przyjacielem. Nie potrzebowała nikogo innego. Dlatego też mimo kąśliwych uwag postanowiła spełnić jego prośbę. Sama też nie miała nic przeciwko. Nie zastanawiając się dłużej ruszyła w kierunku prześwitu, nie próbując już się kryć. Wyszła na polanę i skierowała się w kierunku postaci, przyglądając jej się tym razem otwarcie.
Jej oczom ukazała się skrzydlata wadera o wielu ogonach i nietypowych zielonkawych znakach. Wieczorny wiatr mierzwił jej długą grzywę, przemknął delikatnie po czarnych kosmykach puchatej sierści. Wilczyca mimowolnie postawiła uszy, gdy dobiegł ją cichy dźwięk zbliżającej się istoty. Jej spojrzenie nabrało blasku, jakby została wyrwana właśnie z rozmyślań, ale pozostała nieruchoma w swojej pozycji, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Rysica przyglądała jej się uważnie, dostrzegła jak oczy wilczycy nabrały wyrazu zainteresowania. Przedziwna istota. Stwierdziła w myślach, wlepiając w nieznajomą cynamonowe tęczówki. Nie była to negatywna myśl, jedynie stwierdzenie, które przemknęło jej przez myśli, kiedy dokładniej przyjrzała się waderze. Zerknęła z ukosa na towarzysza, zastanawiając się jak skrzydlata na niego zareaguje. Rekin był niewielki w porównaniu do niektórych krewniaczych gatunków, gdyż miał zaledwie półtora metra. Opłynął w powietrzu rysicę, tak jakby płynął przez rafowe wody oceanu. Zadumana kotka podążyła za nim spojrzeniem. Hai też był przedziwny. Na swój sposób. Nigdy nie mogła w pełni go rozgryźć. Śledząc jego ruchy, powróciła tęczówkami ku nieznajomej postaci. Strzygła uszami, wyrwana z zamyślenia. Zupełnie o niej zapomniała. Na te kilka sekund, ale jednak. Nie spieszyła się jednak. Minęła jeszcze chwila, w ciągu której bezpretensjonalnie wpatrywała się w wilczycę, nim ostatecznie się odezwała.
- Witaj. Raczę spytać czy nie będzie Ci wadzić Nasze towarzystwo? - Tembr jej głosu był niski i miękki, a w głoski wplatały się ciche pomruki.
- Witam na skromnych ziemiach stada strażników. - Odezwała się samica. Jej spojrzenie wyraźnie z zaciekawieniem śledziło ruchy rekina. Uważała jednak by nie stracić przy tym z oczu kotki. - Dopóki wasze towarzystwo nie stanowi zagrożenia, to wasza obecność jest mile widziana. - Wypowiadała słowa, nie zmieniając przy tym nieodgadnionego wyrazu pyska.
- Nikogo nie zjemy. - Rysica odparła na w poły żartobliwie, głosem bardziej ochrypłym, niższym, jakby próbowała powstrzymać się od roześmiania w głos. Z wilczycy, z własnego żartu, a może ze słów towarzysza, które formowały się w jej myślach. Miedziane ślepia nie zdradzały co się może skrywać za ich spojrzeniem. Samica nie planowała nikogo atakować, szukała co najwyżej chwilowej rozrywki.
Na pysku czarnej wadery pojawił się chwilowo nikły uśmiech, gdy usłyszała wypowiedz swego rozmówcy, po czym pysk przybrał ten sam wyraz, co przedtem.
- Rozumiem. - Machnęła wszystkimi ogonami, na przemian zamiatając nimi podłoże, wznosząc w powietrze kurz i zeschłe liście.
- Trzymaj zęby w paszczy, Hai. - Kotka przekornie rzuciła do towarzysza, który akurat przepływał tuż przed jej nosem. Jej tęczówki na krótko zajrzały w niewielkie rekinie ślepie, by potem zatrzymać się na przeświecającej przez wodniste ciało wilczycy. Jej postać przypomniała jej o zdaniu, które wpierw przykuło jej uwagę. - Cóż możecie pilnować na tych zapomnianych przez czas terenach, że zwiecie siebie strażnikami?
- Pilnujemy drzewa, które jest podporą tego miejsca i kieruje całym ekosystemem. - Tyle informacji powinno starczyć jako odpowiedz na jej pytanie. Jednak i ona była czegoś ciekawa. - Mogę zapytać o twojego ducha?
- Mój Ci on jak księżyc na niebie. Sam się uczepił, jak rzep psiego ogona. - Rude tęczówki z udawaną niechęcią spoglądały na zjawę. Widać było jednak, że były to przyjacielskie docinki, jakie często można ujrzeć wśród starych znajomych, którzy wiele razem przeszli. Rekin nic nie mówił, bynajmniej nie w głos. Natomiast samica rysia, kontynuowała powracając ślepiami, ku rozmówczyni. - Trudno rzec, czym jest właściwie. Więcej to niż zjawa, jednak mniej niż żywe stworzenie. Duch, czy poczwara, któż to wie. Chyba nawet on sam nie jest pewien. Z pewnością więcej ma rozumu niż zwykła ryba. Nie jest do mnie przywiązany siłami nadnaturalnymi. Rzekłabym, że złośliwość go tu trzyma. Ile razy mówiłam, żeby wrócił do wody, gdzie jego miejsce - na przekór nigdzie się nie wybiera.
- Rozumiem. - Skrzydlata wadera pozwoliła sobie na delikatny śmiech pod nosem, bowiem wypowiedź i stosunek kotki do ducha wydał jej się dosyć zabawny. - Cóż, duchy bywają wyjątkowo złośliwe. - Spoglądała to na zjawę, to na nią. - Nigdy w sumie nie widziałam rekina, tylko kilka razy o nich słyszałam, a tym bardziej ducha pod tą postacią.
- Też mi się wcześniej nie zdarzało. - Odparła kotka. - Ponoć większość trzyma się głębi oceanu. Ten tutaj osobnik natomiast zwykł pływać w przybrzeżnych wodach. Przynajmniej takie historie mi opowiadał. - Umilkła na moment, przestępując z łapy na łapę. Czuła jak w zmęczonych kończynach rozchodzi się nieprzyjemne mrowienie. Ból w tylnej łapie co i rusz ją rozpraszał, powodując, że momentami sprawiała wrażenie nieobecnej.
Wilczyca nagle zrobiła minę minę jakby coś jej się przypomniało. Poruszyła skrzydłami, a liczne pióra delikatnie zaszeleściły.
- Och, gdzie moje maniery. Jestem Silje Selun, ale zwą mnie po prostu Silje. - Kiwnęła łbem w przepraszającym geście.
- Silje. - Powtórzyła pod nosem imię samicy, by łatwiej je zapamiętać. Zrobiła to automatycznie, nie myśląc nad jakimkolwiek kontekstem. Maniery wilczycy bynajmniej jej nie zgorszyły. Sama uważała sprawy imion za mniej istotne, toteż z niejakim opóźnieniem, pod wpływem napomnienia unoszącego się obok niej ducha, również się przedstawiła. - Możesz mówić mi Runa.
- Runa.- I ona powtórzyła. - Masz bardzo ciekawe imię. Nie wiem czy wiesz, ale w niektórych stronach ma ono wielką moc wpływu na innych, no i takie imię to nie byle co. - Skojarzyło jej się z runami, w jej rodzinnych stronach również kiedyś się nimi posługiwano, teraz tylko nieliczni o nich pamiętali, a jeszcze mniej się nimi posługiwało.
- Matka mówiła mi, że oznacza ono tajemną wiedzę. Ale nie wiem co więcej się za nim kryje. - Zdawała się być co raz bardziej zdekoncentrowana. Usiadła, by odciążyć obolałe kończyny.
- Ragnhild była mądrą rysicą. Nie zdążyła skończyć tej opowieści. ​- Rysica usłyszała zgrzytliwy głos towarzysza. Spojrzała na niego z furią, mrużąc parę ognistych ślepi.
- A skąd Ty to niby możesz wiedzieć? - Zjeżona sierść na jej grzbiecie opadła tak szybko jak się podniosła, a sama kotka, natychmiast się uspokoiła. Bywała impulsywna, ale nie zwykła trzymać urazy.
- Mówiłaś Silje - Zwróciła się do wilczycy już normalnym tonem. - że mieszka tutaj stado. Strażnicy, jak ich nazwałaś. Oznacza to, że przebywa tu ktoś jeszcze? Wybacz mi pytanie, lecz jesteś pierwszą istotą, na którą natrafiłam. Przynajmniej pierwszą niezjadalną istotą. - Ostatnie zdanie dodała ciszej, bardziej do siebie, znów zabarwiając je z lekka żartobliwym tonem.
- Owszem jest nas tu trochę i są to istoty najróżniejsze. Od wilków po konie, a nawet smoki. Przynajmniej jeden tu był. - Zamyśliła się na chwile, po czym spojrzała na swoją rozmówczynię. - Jednak nie każdy jest strażnikiem w pełni.
- Nie w pełni? A więc w połowie? Stoi się na straży czegoś lub nie. Nie widzę tu miejsca półśrodki.
- Bo jesteś ograniczona, kissa. - Usłyszała znów komentarz ze strony ducha. Nie omieszkała posłać mu zabójcze spojrzenie, jednak nie odpowiedziała na zaczepkę, być może już zbyt zmęczona by wszczynać kłótnie. Długa wędrówka na nie w pełni sprawnych kończynach, najwyraźniej dała jej się we znaki bardziej, niż z początku sądziła.
- Fascynujące jest jednak to, że ktokolwiek chciałby tkwić w jednym miejscu, by pilnować drzewa. Doprawdy nie rozumiem jakiż to cel w tym macie.
- Hmmm - Silje mruknęła tylko w odpowiedzi, ale po chwili zaczęła kolejno odpowiadać na pytania kotki. - Powiedzmy, że to drzewo rządzi się swoimi prawami. Jest źródłem życia i harmonii. Jeśli drzewo upadnie to i cały ekosystem zostanie stracony. Jednak drzewo ma własną dusze i to ono wybiera swych strażników. Kandydat musi udowodnić, że jest godzien by je chronić. Bowiem nie może ono trafić w niepowołane łapy, ani tym bardziej obumrzeć. A co do pozostania tutaj, to głównie zależy od celu jakimi dana osoba się kieruje. Niektórzy mają dość samotności, inni chcą się spełnić jako przynależność do jakiejś społeczności, jeszcze inni chcą odnaleźć spokój - i to tu dostaną. - Zmieniła pozycje na siedząca.
- Niech i tak będzie. - Odparła, nadal nie pojmując tego fenomenu. Wizja przedstawiona przez wilczycę była dla kotki zbyt abstrakcyjna. Mimowolnie jednak czuła się w pewien sposób zaintrygowana. Tym tajemniczym drzewem i strażnikami, którzy postanowili poświęcić dla niego swe żywoty. Możliwe, że była na tyle ciekawa, by zostać tu trochę dłużej niż z początku planowała.

Szerokie, włochate łapy stąpały bezszelestnie wśród leśnego poszycia. Zwinne kocie ciało bez trudu przemykało miedzy zwalonymi pniami, po spróchniałym drewnie, kryjąc się miedzy zaroślami. Poruszała się powoli, niespiesznie. Nie miała domu, czy rodziny, do której mogłaby wracać. Wędrówka była jej życiem. Nie przywiązując się do osób i miejsc, poznawała wciąż nowe krajobrazy, nigdy nie zatrzymując się na dłużej. Tak było dobrze.
Utykała nieznacznie, idąc. Mimo opatrunku z ziół, który zeszłego wieczoru nałożyła na ranę, wciąż miało minąć kilka dni, nim w pełni się zagoi. Rozglądała się uważnie, obserwując najmniejsze ruchy. Burgundowe barwy lasu przeplatały się ze szmaragdami i szafirami, tworząc niecodzienny klimat. Przez gęste korony drzew przeświecało nikłe światło, gdzieniegdzie tylko rzucając jaśniejsze plamy. Ptaki świergotały, skacząc wysoko wśród plątaniny gałęzi, niewidoczne dla naziemnego obserwatora. Było cicho, spokojnie.
W pewnym momencie przed nosem rysicy przeleciało coś błyszczącego. Małe, zielonkawe światełko. Być może owad. Źrenice kocicy rozszerzyły się do granic możliwości. Cała jej sylwetka napięła się, śledząc czujnym spojrzeniem kołującą w powietrzu latarenkę, gotowa do skoku, ataku. Jakby zahipnotyzowana przez świetlistą smugę.
- Jak mały kociak. - Usłyszała głos Ananty. Wodnista postać ducha przepłynęła wzdłuż jej ciała, wyłaniając się zza jej pleców. Blade ślepia rekina patrzyły na nią bez wyrazu.
- Wcale nie. - Obruszyła się, łypiąc na niego cała nastroszona. Białe wąsy zdawały się błyszczeć w nikłym świetle małego stworzonka.
- Co planujesz? - Martwy głos zjawy przeciął powietrze. Kotka postawiła uszy, czarne pędzelki delikatnie drgały.
- Nie planuję. - Rzuciła krótko. W odpowiedzi otrzymała cichy śmiech. 
- Robisz to, co chcesz. Więc czego chcesz?
Przeszła parę kroków, zwlekając z odpowiedzią. Potrząsnęła głową, a kryza na jej szyi zafalowała. Rozejrzała się po Lesie. Po wysokich pniach drzew, różnorodnych roślinach, grzybach w przedziwnych kształtach, nietypowych barwach i światłach. Podobało jej się tu. W ziemi, w powietrzu dało się czuć ciepło. Ale nie, nie chodziło o temperaturę. To było coś innego. Jakby delikatne mrowienie. Coś nienamacalnego, co sprawiało, że kotka czuła się na miejscu. Stary drzewostan obfitował w zwierzynę i kryjówki. Mogła tu znaleźć pożywienie a zarazem schronienie. Były to idealne warunki, zupełnie przeciwne terenom, które przemierzała przez ostatnie miesiące. Rana na łapie wciąż jej dokuczała. Czuła tępy, pulsujący ból, rozchodzący się na całą kończynę. Może mogła tu zostać na jakiś czas. Póki nie odzyska pełni sił. Rzuciła przeciągłe spojrzenie w kierunku zjawy.
- Zobaczymy. - Odparła w końcu, wykrzywiając pysk w półuśmiechu.


Skrzydlata wadera siedziała samotnie na polanie z zamyślonym wyrazem pyska. Gdy nie było nikogo w pobliżu, pozwalała sobie na zrzucenie maski, odkrywając bitwę emocji, która panowała w jej wnętrzu.  Na świat już dawno spłynął mrok.  Deszcz siąpił niewielkimi strużkami. Nie przeszkadzało jej to jednak, przyzwyczajona była do znacznie gorszych warunków pogodowych. Wiatr bawił się jej długą grzywą i futrem trojga ogonów. Z jej pyska wydobyło się ciche westchnięcie, nim z rozmyślań wyrwały ją nagle zbliżające się hałasy. Szelest, szmery. Dźwięk łamanych gałęzi. Szamotanina. Było je słychać nawet mimo monotonnego szumu spadających kropel deszczu. Syczenie, warkot, a potem znów szelesty. W pewnym momencie na polanę wypadła ruda kula futra. Samica przetoczyła się po mokrej ziemi. Zaorała pazurami w glebie by wyhamować, co udało jej się dopiero po przejechaniu jeszcze kilku metrów. Jej sierść posklejana była błotem, nastroszona, sprawiała wrażenie wijących się szpikulców na jej grzbiecie. Obniżyła łeb, przygięła łapy. Z jej gardzieli wydobył się warkot. Ogniste ślepia wpatrywały się w ścianę lasu, z której po chwili wyłonił się rekin. Jego sylwetka rozmywała się, jeszcze bardziej niż zwykle, z powodu deszczu. Płynął w powietrzu szybkim tempem, szarżując na rysicę.
Zdezorientowana Silje zerwała się gwałtownie z ziemi, aż jej się w łbie zakręciło i podbiegła bliżej kotłujących się postaci, które zakłóciły spokój polany. Szybko zmniejszyła dystans i węsząc intensywnie już po chwili rozpoznała zapach Runy. Zdezorientowanie ustąpiło teraz zdziwieniu. Kotka wyglądała jakby właśnie z kimś walczyła.
- Co się dzieje? - Spytała wprost, nie chcąc tracić czasu na głupoty.
Nie było jednak jej dane otrzymać odpowiedzi. Kotka chyba nawet nie usłyszała, ba, nawet nie zauważyła obecności ogoniastej wilczycy. Cała jej uwaga skupiona była na atakującym Anancie. Duch zbliżał się z zawrotną prędkością, używając przy tym silnej płetwy ogonowej, zupełnie tak, jakby przecinał właśnie wody oceanu. Runa naprężyła silne, tylne łapy i skoczyła, odbijając się z mocą od ziemi. Wbiła się kłami i pazurami w wodnisty bok rybiego ciała. Rekin odpowiedział tym samym, wijąc się w jej uścisku i gryząc szczękami futrzaste ciało. Czarna wadera dokładnie obserwowała ich walkę. Nie wiedziała co się dzieje, ale jedna rzecz zwróciła jej uwagę: żadne z nich nie doznawało obrażeń. Uznała, że lepiej się nie wtrącać skoro nikomu nic się nie działo. Usiadła, chcąc zaczekać aż się uspokoją, by usłyszeć wytłumaczenie od rysicy.
Rozproszona tą myślą nawet nie zauważyła gdy upadli na glebę i potoczyli się przez błoto, pędząc prosto w stronę Silje. Kolizja była nieunikniona. Runa poczuła silny wstrząs kiedy z rozpędu zderzyła się z czyimś ciałem. Świat zawirował kilka razy, zanim wylądowała. Potrząsnęła gwałtownie głową, trzepiąc przy okazji błotem na wszystkie strony, ochlapując przy tym również wilczycę. Zirytowana wadera próbowała oswobodzić przygniecione skrzydło.
- Czy mogę wiedzieć, czym zawdzięczam tak radosne powitanie? - Dopytywała z nutą ironii w głosie.
Rysica ledwo zarejestrowała, iż Silje coś do niej mówiła. W czaszce jej łomotało, puls nadal miała przyspieszony, serce pracowało jak szalone. Adrenalina robiła swoje. Uchyliła pysk ciężko dysząc i zaczęła rozglądać się dookoła, próbując zorientować się w sytuacji. Zjeżyła się zaskoczona, widząc niemalże pod sobą czarną waderę. Szybko zeskoczyła z jej skrzydła, odsuwając się gwałtownie. Jej ślepia znów powędrowały dokoła, szukając wśród mżawki rekina, jednak ten odleciał na kilka metrów, szybko zwiększając pomiędzy nimi dystans.
- Perkele. - Kotka fuknęła zirytowana, używając przekleństwa z jej ojczystych stron. Cynamonowe tęczówki zawisły na postaci ogoniastej wilczycy. - Wybacz nieuprzejmość. I błoto. Chyba się zapędziliśmy.
Silje podniosła się z ziemi i otrzepała z błota. Resztki były zmywane przez krople deszczu, które w strużkach spływały po jej ciele. Przyjrzała się Runie i jej irytacja ustąpiła delikatnemu rozbawieniu.
- No cóż może trochę. - Na chwile na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech. - Wiesz, kąpiel błotna nie jest zła, ale wolałabym odbywać ją w innych okolicznościach. - Ponownie się otrzepała. Rozłożyła skrzydła na całą ich rozpiętość i zatrzepotała nimi kilka razy, po czym wygodnie ułożyła u wzdłuż boków i w końcu usiadła. Deszcz w dalszym ciągu nie sprawiał jej żadnego problemu. - Skoro powitanie mamy za sobą, powiesz, czy coś się stało czy to tylko zabawa? - Poprawiła niesforną grzywkę, która opadła jej na oczy i skierowała zielone ślepia na przedstawicielkę kotowatych.
- W rybim móżdżku się poprzewracało. Musiałam go trochę naprostować. - Odparła zgryźliwie kotka, zezując w stronę rekina. Po prawdzie przypuszczenia wilczycy nie były błędne, gdyż ich potyczka wynikła z ich zwyczajowej słownej przepychanki, a walka zapełniała nudę i znużenie.
Wadera spoglądała w ciszy to na rekina to na Runę ich relacja dla niej jest niezrozumiała, ale to już nie był jej interes. Krótka wypowiedź kotki wystarczała jej za odpowiedź, naprawdę myślała iż coś się stało. Uspokojona nie drążyła dalej tej kwestii.
 - Skruszy się gdy wyschnie. - Runa dodała po chwili, zdawałoby się, zupełnie od czapy, jednak kotka nawiązywała do błota, o którym Silje wcześniej napomknęła. Sierść rysicy była cała posklejana w ciemnych, gęstych plamach, sprawiając że jej rude futro znacznie pociemniało.
- Albo deszcz wszystko zmyje. - Spojrzała w ciemne niebo następnie, a deszcz kapał jej teraz bezpośrednio na pysk. Po chwili wróciła wzrokiem na kotkę. - Jak ci się podoba twój tutejszy pobyt? - Owinęła łapy ogonami.
- Nie narzekam. - Odparła nieco ochrypłym głosem. - Macie tu przedziwny zbiór stworzeń. - Powiedziała, wspominając przeróżne istoty, z którymi zdążyła już się zetknąć na tych terenach. - Ale i tak najbardziej ciekawi mnie las. Kolory, kształty. Nietypowy.
- Mnie też do dziś zadziwia i zachwyca ten las, ma w sobie coś tajemniczego, zagadki, na które odpowiedzi nie znamy nawet my, strażnicy. - Rozejrzała się po terenie wokół niej. - Co najciekawsze, rządzi się on własnymi prawami. - Wróciła wzrokiem na swoją rozmówczynie.
- Zapewne. - Kotka otrząsnęła się po raz kolejny. Krople uderzające w jej czułe uszy i pysk sprawiały, że nie mogła usiedzieć w bezruchu. - Zechciałabyś może coś więcej o nim opowiedzieć? Dawno nie widziałam tak wielu obcych mi roślin.
- Z przyjemnością. - Znowu kąciki jej pyska uniosły się nieznacznie.- Przez umiarkowanym klimacie jaki tu panuje, rodzaj energii, które drzewo wysyła całej krainie spowodowało iż rośnie tu naprawdę wspaniała roślinność. Bowiem właśnie Drzewo Istnień pozwala im się tu trzymać. - Przyglądała się jej ukradkiem, chciała zobaczyć jak reaguje na drzewo, bowiem każdy inaczej odbierał wysyłaną przez nie energię.
- Twierdzisz, że bez tego drzewa nic by tu nie rosło? - Trzepnęła uchem pod wpływem kolejnych kropel. Oblizała nos z wilgoci i nastroszyła białe wąsy. Sama często mówiła jak nawiedzona, jednak nie bardzo zrozumiała wypowiedź skrzydlatej oraz jej intencje. - Czy występujące te gatunki rosną jedynie w pobliżu drzewa? Są unikalne, nie zobaczy się ich nigdzie indziej? - Zmarszczyła lekko nos, z wyrazem skupienia w oczach. - Chciałam rzec, czy są endemitami?
- Nie wszystkie, ale większość. - Otrzepała łeb, bowiem krople lecące jej do oczu z futra nad oczami zaczynały ją denerwować. - Niektóre występują wyłącznie na tych terenach, ale rosną tu też powszechnie znane rośliny. Są też rośliny rzadkie nawet na tych terenach, które bardzo trudno zdobyć.
Kotka dostrzegła jak rekin zmierza w kierunku lasu. Jasne ślepia ożywiły się na moment.
- Ciekawe. - Mruknęła w odpowiedzi wilczycy, jednak widać było, że myślami już odpływała w zupełnie innym kierunku. - Z chęcią wszystkie je poznam. A teraz bywaj do następnego zderzenia. - Wygięła pyszczek w poły życzliwym i w poły złośliwym uśmiechu, błyskając miedzianymi ślepiami ku Silje. Zgrabnie skoczyła na cztery łapy i pobiegła lekkim kłusem śladami ducha, szybko znikając w gęstych zaroślach puszczy.

Pierwsze kilka dni Runy na terenach HOG. Fragmenty, w których występuje Silje zostały sklecone z rozgrywki na chacie.

RUNA

15 kwietnia 2017

6 kwietnia 2017

[104] Zadanie na Głównego Szamana - Spieluhr


 Spieluhr, ty który ubiegasz się o stanowisko głównego szamana. Oto twoje zadanie. Moja  ciotka bogini Selene, ma pewną zdolność. Potrafi swoją duszą podróżować w różnych wymiarach . Bowiem podczas moich porachunków z nią uciekła duchem z ciała i schowała się w jakimś wymiarze. Twoim zadaniem jest odnalezienie jej ducha, sprawić by był bezbronny, przyprowadzić do mnie i unicestwić. Musze cię jednak ostrzec, bowiem jej duch może ze spokojem używać swoich wpływów i mocy. Jednak najważniejsze jest to by uważać na jej słowa, bowiem umie posługiwać się magią imienia. Jeśli zgadnie twoje prawdziwe imię już zawsze będziesz jej posłuszny.


                                                                        ~***~***~***~
 
      Szaman dużo czasu poświęcił na przygotowania do wykonania swojego zadania. Wiele cennych rzeczy poświęcił na zapoznanie się z sytuacją, "celem" oraz działaniami które będzie musiał podjąć. W jaskini miał wysuszone zioła, ale potrzebował ich więcej. Dlatego kilka dni poświęcił na wędrówkę po lasach by pozyskać ich jeszcze więcej. Zrobił sobie ich zapas taki by nie musieć wychodzić.
       Cały ten czas poświęcił na duchowe wędrówki. I w tych chwilach z zadowoleniem stwierdzał, że bycie szamanem i nekromantą w jednym ciele daje wiele korzyści. Nie musiał marnować czasu na przyziemne rzeczy jak spanie czy jedzenie.
Jednak tak czy siak, jego Duchy były wymagające, a te nowo poznane które mu zaufały wymagały sporo pracy. W przypadku nowo poznanych Duchów sytuacja zawsze była ciężka - wymagała wielkiej ilości środków, wykorzystania zapasów skarbów i poświęcenia czasu.
Ale w jego przypadku, Czas mógł płynąć bez problemu w swoim tempie. 
Jedna z tych wędrówek zaprowadziła go do He'Lyn. Jednego z wielu duchowych wymiarów, zasiedlanego przez różnego rodzaju bestie. I wiedział już, że to jest miejsce którego szukał od tylu dni.
Oprócz mocy płynącej z fauny i flory tej rzeczywistości, czuł tę jedną, szczególną.
Boską.
~***~***~***~
       Wiedział, że przebrnięcie przez motłoch bezrozumnych, karykaturalnych bestii będzie trudne. Bogini skryła się wśród nich, nie chcąc być znaleziona. Ale najwidoczniej zapomniała o tym, że boska moc jest o wiele silniejsza i o wiele łatwiejsza do znalezienia.
       Niespodziewanie jego zmysły zwariowały. Czuł zawirowania duchowej przestrzeni. Przed oczami migały mu wykrzywione pyski zwierząt i ludzkie twarze. W uszach grzmiały ryki bestii i zawodzenie kobiet. Upadł na twardo ubitą ziemię, uderzając nią kolanami. Podniósł się, rozglądając na boki, jarzącymi się oczami. W podróżach między światami dość często przybierał ludzką, prawdziwszą i bliższą mu formę i tak było teraz. Podniósł się i uniósł dłoń, dotykając nią powietrza obok siebie. Jego palce zatrzymały się na łopatce tygrysicy która spojrzała na Szamana z chłodem w oczach. Czołem dotknął jej boku i uśmiechnął się, klepiąc jej łeb. Totem otrząsnął się i bił pazury w ziemię, bijąc ogonem na boki. Niektórych światów nie lubiła. A zwłaszcza tych w których kręciły się bóstwa gdyż to ciągnęło problemy.
Pozytywka odetchnął ciężko i ruszył powoli przed siebie, ale tak by dłoń mieć wciąż na mglistym ciele tygrysicy.
       - Prowadź mnie do Selene, uważaj na niebezpieczeństwo, a gdy nie będziesz mogła go uniknąć powiedz mi o nim. - Mruknął cicho, ze wzrokiem wbitym w przestrzeń przed sobą. Rozciągała się przed nimi płaska połać terenu porośnięta niebiesko-zieloną trawą. Tak jak wcześniej rzeczywistość świata duchów wypełniona była Duchami, tak teraz była pusta.
~***~***~***~
       Wędrówka w Świecie Duchów, jakimkolwiek wymiarze który do niego należał były męczące. W fizycznej postaci nie męczył się za bardzo. Ale tu, jego duch męczył się tak jak ciało fizyczne, zwykłej, normalnej istoty. Były plusy i minusy istnienia. A to był zdecydowany minus. Tak jak nadwrażliwość na ból.
Uśmiechnął się krzywo, zatrzymując się w miejscu. Ręki przez całą wędrówkę nie oderwał nawet na chwilę od ciała Totemu. Rzucił okiem na tygrysicę i podjął dalszą wędrówkę. Nie zauważył żadnej zmiany. Rozległa równina porośnięta trawą nie zmieniła się ani trochę.
W kolejnej chwili spadał już w nicość. Grunt spod jego nóg znikł w przeciągu sekundy. Wbił palce w sierść tygrysicy i z niejakim strachem spojrzał na.. Nic.
       A potem uderzył ciałem o coś twardego. Uderzenie było dość mocne, na tyle, że z łatwością połamałoby mu kości gdyby tylko mogło. Niezgrabnie podniósł się, siadając na kamiennych blokach. Rozejrzał się.
Pochylił się mocno do przodu, łapiąc rozpaczliwie oddech gdy fala boskiej mocy zalała jego duszę i psychikę. Ból który przebił się przez jego umysł był straszliwy, nie potrafił znaleźć nawet dla niego innego odpowiednika. Krzyk który wyrwał się z jego ust był głośny i rozpaczliwy. Chciał żeby to się skończyło.
       I jakby na zawołanie, ból znikł w jednej chwili, zostawiając potargane nerwy, drżące na samo jego wspomnienie. Uniósł głowę i zobaczył kobietę stojącą na kamiennym postumencie. Za jej plecami znajdowała się wielka tarcza Księżyca, nad jej ramionami znajdowały się potężne, długie i lśniące światłem skrzydła.
       Chyba znalazł Selene.
       Oczywista oczywistość.
       Podniósł się pomagając sobie ciałem tygrysicy, stojącej z boku, wyprostował. Uśmiechnął się niewyraźnie jakby to w czymś miało mu pomóc.
       - Nie przyszedłem z Tobą walczyć. Chcę porozmawiać. - Uniósł dłonie w uspokajającym i poddańczym geście. Nie chciał więcej bólu. Ale nastawiał się na to, że jeszcze niejedna fala owładnie jego duszę.
       - Przychodzisz od Silje. Tej, która ma w sobie moją krew. Tej, która walczyła ze mną! - Narastająca złość bogini uderzyła w niego i w jego Totem. Oboje przykulili się do ziemi. Totem cierpiał w ciszy, ale Szaman głosem, nadrabiał. Emocje opadły po chwili z Selene przez co moc, męcząca dwie postacie zanikła.
Pozytywka potrząsnął gwałtownie głową i podniósł się ponownie. - Nie. Chcę porozmawiać.. - Wymamrotał drżącym głosem, potrząsając znów głową.
       Nienawidził bólu!
       Odetchnął ciężko, masując kark. - Ona chce tylko z Tobą porozmawiać. Nic więcej. Jestem Szamanem. Nigdy nie chodzi mi o krzywdę Dusz czy Twoją. Dla mnie Bogowie są przyjaciółmi, staram się żyć z Wami w przyjaznych stosunkach. Nie zależy mi na niczyjej krzywdzie. - Mówił spokojnie, co prawda, jeszcze trochę drżącym głosem.
       - Szaman? Morderca, spiskowiec.. Wyrodny syn, zazdrosny brat. - Głos Bogini był teraz cichy, złudnie przyjemny i nasączony jadem. - Nekromanta. Ktoś, kto żyje krzywdą innych, śmiercią niewinnych istot. Ktoś kto nie zasługuje na to by ktoś taki jak ja w ogóle na niego spojrzał. - Mruknęła, składając skrzydła. - Powiedz, jakie to uczucie zdradzić własną rodzinę? Próbować za wszelką cenę dostać się na królewski tron? Zawiść i nienawiść w Twym sercu dawno już zgasła. Chciałbyś wrócić do rodziny, prawda? Ale oni nie chcieliby Cię widzieć..
       Bogini zeszła powoli z podestu, idąc w stronę Szamana. Patrzyła na niego czule, prawie matczynym wzrokiem. Zatrzymała się przed nim i uśmiechnęła się delikatnie, przechylając głowę. - Mogę Ci zapewnić powrót do domu. Tron o którym marzyłeś. Posłuszeństwo ludzi. Cena za to będzie niewielka. - Przesunęła końcami palców po jego policzku. Pozytywka odpowiedział jej uśmiechem ale odsunął się, kręcąc głową.
       - Byłem młody, głupi. Zrobiłem coś czego nigdy nie powinienem był zrobić. Zrozumiałem to zbyt późno. Żałuję, naprawdę. Wszystkie Duchy o tym wiedzą. - Odetchnął ciężko, odwracając wzrok od Bogini. - Muszę wypełnić powierzone mi zadanie. Nie chcę Cię krzywdzić czy zmuszać do czegokolwiek. Nie zależy mi na robieniu sobie wrogów którzy mają tak dużą władzę w Nie-Świecie.
       - Mam Ci uwierzyć? Bękartowi? Zdrajcy? - Syknęła cicho, patrząc na niego z błyskawicami w oczach. Machnęła dłonią, nie dotykając go, ale Pozytywka poczuł jak nogi się pod nim uginają. Klęknął ze stęknięciem, nie mogąc się poruszyć. Bogini położyła dłoń na jego głowie. - Nie, nie. Uwierzę Ci i dam się dobrowolnie zaprowadzić do kolejnego zdrajcy tylko i wyłącznie pod warunkiem, że dostanę coś w zamian. Coś co da mi nad Tobą władzę. Coś niesamowicie ważnego dla Ciebie. - Mruknęła i odsunęła się od Szamana, pozwalając by moc go opuściła i pozwoliła wstać.
       - Wybacz Pani, ale nie mogę Ci tego dać. - Mruknął, podnosząc się. Pokręcił ostrożnie głową i zerknął na siedzącą spokojnie Arsat. - Mogę dać Ci coś innego. Nieśmiertelną Duszę. Ale tylko i wyłącznie pod warunkiem takim, że jeśli stanie Ci się jakakolwiek krzywda w świecie materialnym oddam się Duchem i ciałem w Twoje ręce. Będziesz miała nade mną władzę, wykonam każdy Twój rozkaz bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Zabiję przyjaciół, zniszczę wszystko na swojej drodze. Co tylko zechcesz. - Przyłożył dłoń do piersi i ukłonił się delikatnie.
       Selene zmrużyła nieznacznie powieki, spoglądając uważnie to na Szamana to na jego Totem. - Jaką mam pewność, że nie kłamiesz? - Syknęła cicho.
       - Wierz mu, Pani. On nie kłamie. Nie pozwalają mu na to Duchy które związały go Słowem. Musiał poświęcić to by móc się z Nimi ułożyć. - Tygrysica pochyliła nisko łeb, kładąc po sobie uszy. Bogowie byli nieprzewidywalni. Nie mogła dokładnie wiedzieć jak zareaguje na to, że odezwała się nieproszona. 
       - Dobrze. Jeśli mnie zdradzisz, będziesz mój i będziesz cierpiał przez wieczność. Postaram się już o to. - Bogini Księżyca błysnęła białymi zębami w uśmiechu. 
~***~***~***~
       Szaman wywlókł się z jaskini, potrząsając łbem, otumaniony wydarzeniami podróży oraz zapachami ziół. W pysku ostrożnie trzymał łańcuszek niewielkiej latarni w której znajdował się oszlifowany księżycowy kamień, błyszczący pięknym, niebieskawym światłem. Spieluhr ruszył w stronę Polany, podejrzewając, że to tam właśnie spotka Silje.
       Nie pomylił się. Alpha siedziała jak zwykle, czekając na członków Stada, kontrolując las. Podszedł bliżej niej i postawił przedmiot na ziemi, pochylając łeb.
       - Dostarczyłem Ci Selene. Nie pojmaną tak jak chciałaś, nie spętaną lecz ograniczoną. Możesz z nią porozmawiać. Nie pozwolę Ci być zrobiła jej krzywdę. Jest Boginią, zwykły śmiertelnik nie może o tym decydować. Bogowie przychodzą i odchodzą swoim cyklem życia, a ja, Ty czy ktokolwiek inny nie mamy na to wpływu. - Potężną łapą zasłonił delikatnie latarnię, patrząc na Silje. Buntował się. Znów. Mogło to się skończyć źle. Mimo tego, że kiedyś był podłym zdrajcą, teraz był kimś innym.
       - Jestem Szamanem i nie pozwolę by ktokolwiek skrzywdził jakąkolwiek Duszę. - Wypowiedział te słowa z dumą, unosząc łeb. 

____________________________________________
Zinterpretowałam zadanie po swojemu, dostosowałam je do - jak mi się wydaje - tego co powinien zrobić Główny Szaman. Oceńcie sami czy było warto czy nie c:
Dawno nic nie pisałam dłuższego ale to szło mi opornie. Dlatego jeśli będą powtórzenia, cokolwiek co się nie spodoba, wybaczcie. I tak, jest ukrócone, przeskoki w czasie żeby się nie rozpisywać.