26 sierpnia 2017

[111] Event: "Gdy korzenie upadają, upada całość"
001. "Błąd jednego istnienia"


001. "Błąd jednego istnienia"

Wśród drzew panowała cisza. Ciężka, nieprzebyta cisza. Jednakże gdyby się wsłuchać, można by było wychwycić składające się na nią komponenty. O różnej barwie i tonacji, scalające się harmonijnie w mistyczny oddech puszczy. Perlisty dźwięk kropel, które uderzając o liście zmieniały się w srebrzyste girlandy. Miękki szelest piór, gdy ptak zrywał się do lotu. Szmery, odgłos pękających gałązek. Szum odległych, sięgających ku niebu koron drzew. Wszystkie dźwięki splatające się w jedną całość. Puszcza żyła własnym życiem.
Pomiędzy wysokimi pniami przemieszczała się czyjaś sylwetka. Kocie łapy bezszelestnie stąpały po malachitowym dywanie runa leśnego. Nastroszone futro mieniło się barwami, których różnorodny blask bił z pośród niespotykanej roślinności. Kuliste sfery światła unosiły się, swobodnie lewitując w ciężkim od zapachów powietrzu. Fluorescencyjne żyjątka migały pośród listowia, tworząc w leśnym sanktuarium kalejdoskop barw.
Za postacią rysicy podążał rekini duch. Półprzezroczyste ciało, które wyglądało jakby spleciono je z wody, sunęło leniwie w powietrzu, poruszając potężną płetwą ogonową, zupełnie jakby płynął pośród ciepłych fal Pacyfiku.
Dwoje towarzyszy zmierzało na wschód, z każdym krokiem oddalając się co raz bardziej od serca terenów Strażników. Ogon kotki poruszał się z irytacją na boki, uszy położyła po sobie. Jej płomienne ślepia omiatały otoczenie, sama jednak była zatopiona głęboko w myślach. Szła tak bez słowa, od dłuższego czasu, aż milczenie w końcu przerwał stalowy głos Antany.
- Jesteś pewna, że to już czas?
Kotka obróciła się, rzucając na zjawę nieprzychylne spojrzenie.
- Czas na co? - Prychnęła.
- Na opuszczenie Drzewa Istnień. - Blade rybie ślepie łypało na kotkę nieodgadnionym spojrzeniem, a pysk wykrzywiał kpiący uśmiech, pełen rzędów ostrych kłów.
- A kogo to obchodzi? - Sierść na jej grzbiecie zjeżyła się ze złości. - Nadal nie rozumiem co wszyscy widzą w tym zielsku, w tym miejscu. Nic pasjonującego się tu nie dzieje. Nie ma najmniejszego sensu pozostawać tu ani chwili dłużej. - To mówiąc, wydłużyła kroki, zmierzając energiczniej ku granicom stada. Zza grzbietu dobiegł ją cichy śmiech zjawy.
- Kissa, mogłabyś być bardziej szczera chociaż wobec samej siebie. - Rekin przepłynął obok rysicy, jego mlecznobiała postać, załamywała się na tle chropowatych pni.
Runa prychnęła tylko, strosząc przy tym białe wąsy. Od tylu lat wędrowała po świecie. Nie czuła potrzeby by to zmieniać. Nie wiedziała po co Antana drążył temat, tylko ją denerwował. Ruszyła truchtem, ignorując jego dalsze komentarze. Chciała już jak najszybciej opuścić to miejsce i ruszyć ku kolejnym nieznanym krainom.
Szkarłatne krople krwi zawirowały w powietrzu. W gnijącym bezdechu brunatne liście opadały przedwcześnie, pokrywając spękaną ziemię kobiercem karminowych plam. Złote ślepia ziały pustką. Serce pękło w pół. Polana Istnień spływała morzem krwi. Z jaskini bił lodowaty chłód. Pulsująca energia zamarła w bezruchu, a życiodajne Drzewo zamilkło niczym grób. Wrota ku tajemnemu przejściu zamknięte na głucho, porośnięte kobaltowym szlamem. Epicentrum choroby.
Puszczę rozdarł przeraźliwy ryk. Kakofonia dźwięków przetoczyła się siłą przez połacie drzew. Na kilka sekund zamarło wszystko co żywe, struchlałe przez ów płacz. Nieopisany ból, niczym lodowate szpile, wbił się w serca i umysły zwierząt, które nie miały jak się przed nim bronić. Nie wiedziały, że będą musiały zapłacić za błąd jednego istnienia. Że wszystkich dosięgnie kara.

Runa zamarła. Przypadła do ziemi, na drżących łapach. Pokryte czernią źrenic ślepia z przerażeniem spojrzały ku centralnej części lasu, skąd dobiegł porażający serca wrzask. W uszach jej dudniło, wzburzona krew pulsowała w żyłach. Saatana. Cóż to u licha było? W zszokowanym umyśle kotki panował chaos. Z wahaniem wyprostowała nogi, rozglądając się czujnie dokoła. Przez jej ciało przebiegł dreszcze. Zdawało się jakby w jednej chwili las wokół niej opustoszał. Zniknął również Antana. Spojrzała w głąb nieprzystępnej nagle głuszy. Obejrzała się za siebie, skąd przeświecało już światło otwartych przestrzeni. Oblizała nerwowo nos. Nie wiedziała co robić. W głowie ważyła rozwiązania. Wzięła głęboki wdech i przymknęła na moment ślepia.
- Co do diabła... - mruknęła unosząc powieki. Rdzawe ślepia zapłonęły niebezpiecznie w ciemnościach.. W duszy wciąż grały sprzeczne emocje.
Ruszyła bezszelestnym truchtem przed siebie, wracając po własnych śladach do miejsca, które zamierzała opuścić.
Na Polanie Spotkań pojawiło się już parę zaniepokojonych osób. Na jednej z granitowych skał zasiadała Ogoniasta, jak to zwała nazywać ją Runa. Silje wyglądała na przejętą, ale również gotową do działania. Czekała cierpliwie, aż zbiorą się wszyscy członkowie stada. Zza listowia rysica bez trudu dostrzegła charakterystyczną sylwetkę Szamana, a w myślach zarejestrowała brak jego Totemu. Obok alphy siedział kruczoczarny basior, to zapewne jej partner, choć kotka nie pamiętała jego miana. Za plecami rodziców, mignęła jej biała sylwetka młódki, którą kojarzyła ledwie z widzenia.
Przeniosła po cichu łapy, wychodząc zebranym na przeciw. Poczuła na sobie przenikliwy wzrok Pozytywki, który jako pierwszy dostrzegł jej milcząca postać, zupełnie jakby wiedział, że miała się zjawić. Skłoniła głową na przywitanie, omiatając po raz kolejny cynamonowym spojrzeniem polanę. Zwierzęta odpowiedziały cichymi słowami, po czym znowu umilkły. Choć czujne i zaalarmowane, czekały w napięciu, bez zbędnych słów. Kotka jednak nie wiedziała na co, na kogo. Pragnęła jednak wyjaśnienia.
- Także... czy ktoś raczy powiedzieć mi co tu się dzieje? - Jej głos zabrzmiał zgrzytliwie w przytłaczającej ciszy.
- Myślę... że ja będę mogła nieco rozjaśnić sytuację. - Niemrawy szept dobiegł zza grzbietu Runy. Odwróciła się zaskoczona, a jej oczom ukazała się masywna postać smolistej wadery. Nie wydawała się jednak tak wielka jak ostatnim razem gdy ją widziała. Na przygiętych łapach i z podkulonym ogonem, spoglądała niepewnie w stronę siostry, która zerwała się gwałtownie z ziemi. Za zimnym spojrzeniem mignęła burza szamocących się w niej emocji.
Rysica wycofała się, robiąc dla niej miejsce. Od razu przypomniała sobie rozmowę między samicami, której przez przypadek była świadkiem. Przypomniała sobie raniące słowa, które padły wtedy w przestrzeń. "...mordercę. Nie pokazuj się już tu więcej!" Kotka usłyszała zaskoczony głos czarnego basiora, który wypowiedział tylko jedno słowo, jedno imię - Brahmaputra...
Seledynowe tęczówki jednej z alph mierzyły drugą nieodgadnionym spojrzeniem. Trudno było coś odczytać z wyrazu pyska Silje, który zdawał się zamienić w kamienną maskę. Runa obawiała się, że samica zaraz wybuchnie, ta jednak zaskoczyła ją zimnym tonem, w którym tylko ledwie było słychać dobrze skrywany ból.
- W takim razie mów.
Brahmaputra zadrżała pod stalowym głosem siostry, który przebił powietrze jak miecz. Wyprostowała się jednak, zachowując resztki swej dumy i zaczęła opowiadać, zaspokajając wreszcie ciekawość zgromadzonych. Jej głos rozbrzmiał donośnie w zamkniętej w skorupie czasu krainie.
- Legendy głoszą, że gdzieś w głębi lasu, poza terenami naszego stada, uśpiony jest Pradawny Duch, który przez wieki spoczywał w letargu. Sądzę, że właśnie tam musimy udać się wpierw na poszukiwania, by wyjaśnić co dokładnie się stało. Równowaga w Lesie Strażników została zaburzona. Wiem, że Ty też możesz to wyczuć Silje, i wy także. - Spojrzała po kolei po pyskach zgromadzonych zwierząt. - Tak starą istotę zbudzić mogła jedynie wielka zbrodnia, ktoś musiał zagrozić jej bezpieczeństwu. Wszyscy słyszeliśmy jej ryk. Jest jak chore, oszalałe zwierzę. Musimy... - zawahała się na moment, jakby zastanawiając się nad dalszymi słowami - ....odnaleźć sprawcę tego czynu i powstrzymać rozszalałego Ducha, nim zaślepiony bólem i wściekłością, zmiecie z powierzchni ziemi całą połać Puszczy. Jego macki sięgają już poprzez lasy, a gdy dosięgnie Drzewo Istnień, będziemy zgubieni. Naszym zadaniem, jako Strażników jest obłaskawienie Ducha i zażegnanie niebezpieczeństwa.
Skończyła mówić. Rysica zastanawiała się nad jej słowami. To by wyjaśniało zniknięcie pomniejszych duchów. Musiały być przerażone. Zauważyła, że Spieluhr nie wyglądał na zaskoczonego, ciekawe czy sam domyślił się co się stało. Przeniosła cynobrowe ślepia na skrzydlatą waderę, ona również wyglądała jakby znała już ta historię i brała tą możliwość pod uwagę. Zeskoczyła z gracją ze skały i spojrzała z uwagą po wszystkich.
- Wyruszymy od razu. - Zakomenderowała. - I Ty, Brahma.... - Jej imię jakby z trudem przeszło jej przez gardło. - Poprowadzisz nas do jego leża. Roy może zamykać naszą wyprawę.
Ruszyli bez dalszej zwłoki, przemieszczając się przez odmienioną puszczę. Gdzieś w oddali znów rozbrzmiał ryk, a ptaki zerwały się gwałtownie z gałęzi. Szum ich skrzydeł zabrzmiał nad głowami Strażników. Zwierzęta opuszczały ich tereny, uciekając przed niszczycielskim gniewem starożytnej istoty. Pytania czekały na odpowiedzi. Nikt nie mógł wiedzieć jak to się skończy. Ani co będą musieli poświęcić. Natomiast czas jaki im pozostał topniał niczym woskowa świeca. Rozedrgane cienie tańczyły dookoła, drwiący śmiech toczył się z wolna, rozpędzając karuzelę obłędu. Kto mógł wiedzieć, że najgorsze z czym będą musieli się spotkać to nie walka, czy cierpienie, a zwykła, bolesna prawda.
______________________________________________________________________________
O rany. Wybaczcie opóźnienie. Wybaczcie dramatyzm. I że w sumie za bardzo nie posunęliśmy się w akcji. Ale czułam, że trzeba to wszystko jakoś uporządkować i zebrać w kupę. Mam nadzieję, że opisałam Wasze reakcje w miarę sensownie. I nie chciało mi się sprawdzać błędów po napisaniu, więc wybaczcie powtórzenia i jakieś dziwne zwroty.

Przy okazji, po raz kolejny przypomnienie dla Silje - nowe opisy terenów i fabuły - zerknij, zadecyduj czy chcesz publikować, czy nie, niech to nie wisi tak w zawieszeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz