EVENT

"Gdy korzenie upadają, upada całość"


Skrzydlata wadera siedziała pod rozłożystym klonem. Lekki, letni wiatr poruszał gałęziami, przez co od czasu do czasu promienie słońca tańczyły po jej pysku oraz głaskały jej futro. Wkoło, wesoło popiskując i przekrzykując się nawzajem, bawiła się czwórka szczeniąt. Turlały się i obsypywały kolorowymi liśćmi leżącymi na ziemi. Dla nich nowość, jaką były opadające liście, była polem do popisu i stworzenia wielu ciekawych zabaw. Maluchy pozostawały zupełnie nieświadome tego, dlaczego ich mama siedziała pochmurna i zamyślona tego ciepłego, lipcowego popołudnia.

Czerwone liście spadały z gałęzi niczym krople krwi.

Olbrzymia wadera o złocistych oczach siedziała wpatrzona w wąską szczelinę między skałami. Jej wielkie oczy zazwyczaj wyrażały siłę woli. Dziś zdawały się zatracone w pustce. Lekko przygarbiona sylwetka obserwowała z uwagą skalną konstrukcję. Szczelina prowadząca do kompleksu jaskiń zaszła dziwnym szlamem o niebieskawym odcieniu
.
Wejście do Jaskini Istnień śmierdziało zgnilizną i błotem.


W pewnej chwili leśną głuszę rozdarł przeraźliwy krzyk. Wysoki, bolesny, przypominający w swej naturze pierwszy szloch nowo narodzonego stworzenia, które wyrwane z  łona matki, buntuje się przed otaczającym je chłodem i przestrzenią. Wszystkie zwierzęta zamarły na chwilę, nie było bowiem pary uszu, do których ów płacz by nie dotarł.
Nagły poryw wiatru zerwał kolejną partię pożółkłych  liści z drzew. Zdawało się, że jesień zagościła w Lesie Strażników na dobre. Wszystkie stworzenia dopadło jakieś dziwne przeczucie, że świat się psuje, że wokół panuje choroba, której przyczyną nie jest tylko namacalna zmiana koloru liści czy sił witalnych, ale wewnętrzne zepsucie. W sercach mieszkańców lasu zagościł ból, którego nie mógł złagodzić ani uśmiech bliskiej osoby, ani piękny śpiew.
W samym sercu dziczy, z bagnistej gleby, niczym z łożyska, zaczął się wynurzać pradawny duch. Nie wiedział, co wyrwało go ze snu trwającego wieki, jego świadomość była jeszcze zbyt słabo ukształtowana. Wiedział jednak, że coś naruszyło balans w sercu lasu i to coś musiało zostać ukarane - nawet jeśli miałoby to oznaczać wyssanie życia z całej tej magicznej krainy.
Czasami bowiem kara przewyższa przewinienie.




Witajcie Strażnicy! Pradawny Duch został zbudzony przez niegodziwe uczynki, kogoś z mieszkańców lasu. Niestety pradawna istota spędziła w śnie ostatnie wieki i jej świadomość jest porównywalna do tej małego dziecka i dlatego na własny ból reaguje panicznie. Jego wielka moc sieje zniszczenie wysysając życie z fauny i flory, dlatego też Duch musi zostać ujarzmiony i wysłany ponownie na spoczynek nim zagrozi Drzewie Istnień.
Waszym zadaniem jest dowiedzieć się co zbudziło Ducha, powstrzymać owo działanie a następnie znaleźć sposób na obłaskawienie ducha. Powodzenia.


* * *
W komentarzach proszeni są o zgłodzenie się wszyscy chętni do wzięcia udziału w eventowej rozgrywce. Kolejne sesje będą dogadywane i rozgrywane na chacie a logi zapisywane w dostępnym dla biorących udział miejscu.
Przewidziane są także mini-misje, które można będzie wykonać w formie opowiadania.
Wasz tymczasowy mistrz gry - Taliyah

4 komentarze:

  1. Czarna wadera przysłuchiwała się cichemu szumowi który panoszył się na polanie. Siedziała sama na polanie obserwując kolejne liście spadające z drzew. Westchnęła cicho, i przeciągnęła się, gdy na polanie pojawiła się pierwsza sylwetka. Czarna powitała ją skinięciem wielkiego łba. Po paru minutach zaczęły pojawiać się kolejne jednostki. Gdy już zjawił się komplet, samica ruszyła idąc rozważnie przodem. Legendy głosiły że w głębi lasu, poza terenami stada uśpiony jest pradawny duch, który przez wieki spał sobie w najlepsze. Być może właśnie tam odnajdą odpowiedzi na pytania. Wadera właśnie tam prowadziła tego poranka chętne do misji osobniki.

    // Brahmaputra

    OdpowiedzUsuń
  2. Szaman był zajętym swoimi sprawami. Podczas transu wędrował po świecie Duchów by dowiedzieć się nowych rzeczy o tych terenach. Zatrzęsienie dusz poraziło go po raz kolejny, wciąż był zadziwiony ich ilością i rozmaitością. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim, że odbicie lasu w tym świecie w każdej swojej części, w każdym drzewie czy stawie miało swojego Ducha. Na każdym prawie kroku można było natknąć się na te kolorowe istoty. Jedne były białe i wesoło pląsały w grupach, inne włóczyły się samotnie swoimi ciemnymi barwami zlewając się z roślinnością. Pozytywka wraz ze swoim Totem wędrował wśród nich z uśmiechem. Wśród zjaw czuł się dobrze. Lepiej niż wśród materialnych członków stada. Usiadł na polanie będącej odbiciem Głównej Polany. Spojrzał pod swoje łapy gdzie błyskały i wesoło skakały trzy niewielkie, różnokolorowe duszki. Szczenięta. Kiedyś zabite przez ludzi podczas jedne z obław. Uśmiechnął się smutno.
    Wtedy do jego uszu i wszystkich innych dotarł dziki wrzask. Wwiercał się w mózg, w duszę, wypierał z emocji. Wszystkie Duchy znieruchomiały, kierując wzrok ku miejscu z którego dobiegał krzyk. I w jednym momencie wszystkie uciekły. Każde do swojego domu, struchlałe, porażone strachem.
    Otworzył gwałtownie oczy, widząc przed sobą ognisko, jaskinię zasnutą dymem. Po raz pierwszy od wielu dziesięcioleci czuł wewnątrz siebie strach, ogarniający całe ciało. Patrzył w ogień nie wiedząc co się dzieje. Strach i pustka zdominowały na chwilę jego umysłem. Podniósł się szybko i wybiegł z jaskini. Łapy swoje kierował ku Polanie, czując, że to tam właśnie zbierze się cała reszta stada. W tej chwili wyglądał niczym dzikie, rozjuszone strachem zwierzę. Dopiero gdy wpadł na polanę zwolnił i zatrzymał się, spoglądając na jedną z Alph, prawie spokojnie siedzącą. Verhenem wciąż rzucały delikatne dreszcze. Nie czuł się tak nigdy. Czuł, że czegoś brakuje. Nie tylko poprzedniej atmosfery lasu. Jakiejś części jego samego.
    Arsat.
    Brakowało jej. Nawet nie czuł jej jestestwa w swojej głowie. Na jego ciche wołanie nie odpowiadała. Nawet ona uciekła. Nie dziwił się. Sam miał taką ochotę. Ale nie mógł. Chciał wiedzieć co się dzieje i pomóc jeśli będzie trzeba. Usiadł czekając na całą resztę ze zwieszonym łbem. A gdy wszyscy już przyszli, ruszył na samym końcu pochodu, zamykając go. Nie spieszył się.

    Spieluhr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przybył na polanę jako jeden z pierwszych osobników. Rozejrzał się. Dostrzegł jedynie pochyloną w oczekiwaniu sylwetkę alphy oraz kilka innych zwierząt, w tym Silje z którą natychmiast się przywitał. Rozejrzał się po lesie, gdy zjawiło się coraz więcej zwierząt, siedział zamyślony. Wtem jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem Spieluhra, który właśnie wyłonił się z pobliskiej roślinności. Zauważył w nim coś nieznanego. Ledwo ogarniając sytuację, pod wpływem silnych emocji jakie nim targały pod wpływem Drzewa oraz tego co działo się w lesie, nachylił się do swej wybranki i szepnął. - Ja będę szedł tyłem Silje.. - po tym stwierdzeniu, gdy szereg zaczął się formować, ciemny basior odczekał aż kolejne zwierzęta przejdą i ulokował się tuż przed szamanem, gdyż najwidoczniej tamten chciał zamykać wyprawę. Zniżył nisko łeb i szedł tak, zastanawiając się, co przyniosą im kolejne godziny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chodziła po terenie szukając odpowiedzi na pytania które nasuwały się po pojawieniu się potwora i chorobie drzewa. Niestety nic nie znalazła, ani nic nie przyszło jej do łba. Szybko zmieniła obecny kierunek i udała się na polanę, bowiem organizowana była wyprawa, która miała rozwiązać problem. Sama nic nie wskórała, ani nawet żadnej poszlaki nie zmalała, która mogłyby im pomóc. Weszła na polanę zawiedziona i zastała tam swą siostrę i Spieluhra. Nic nie mówiąc kiwnęła im, tylko łbem na powitanie. Chwile potem doszedł do nich Roy i z nim również się przywitała. - Dobrze, moje miejsce jest obecnie z przodu u boku mej siostry. - Odpowiedziała na stwierdzenie swego partnera i doganiając swoją siostrę szła już obok niej równym krokiem. Nie spojrzała na nią bo była zbyt zajęta analizowaniem obecnej sytuacji i pilnowania przy tym czujności.

    OdpowiedzUsuń