23 lutego 2016

[60] Z pamiętnika wyrzutka cz.I


Rozdział I
Ciemność… widzę ciemność i tylko ciemność… Czy to sen? Czy ja wgl jeszcze żyję.. Och moja głowa… boli tak bardzo… czuję się tak jakbym leżał miesiąc pod stertą gruzów… Ale chwileczkę… czy ciemność którą widzę  nie otacza mnie dlatego iż moje oczy są zamknięte? Tak.. chyba tak… to ma sens.. Jedno oko otwarte. Od razu lepiej. Ale cóż to… Czy ja dobrze widzę?
Otworzyłem powoli drugie oko, i poczułem jak moje serce zakołatało ze strachu. Strach był jedyną rzeczą jaką pamiętałem. Przed sobą miałem półmrok... zawsze lepsze to niż całkowita, pozbawiona nadziei ciemność. Nie miałem odwagi nawet ponieść łba. Czułem że jej brak towarzyszył mi od zawsze, ale.. gdzie ja do cholery jestem? Przesunąłem źrenice to w lewo to w prawo, gdzieś w oddali majaczyły delikatne płomienie. Gdy po dłuższych obserwacjach w końcu nabrałem ochoty by się podnieść, jednoznacznie stwierdziłem że nie mogę… może więc to wcale nie był strach? Podniosłem delikatnie głowę i zobaczyłem że jestem przygnieciony potężnym ciałem czarnego jak smoła basiora. Był zdecydowanie większy ode mnie. Cholera… i co ja mam teraz robić? Wołać o pomoc? To bezsens… Ale jeszcze większym bezsensem byłoby tu dalej leżeć i czekać na cud… Postanowiłem więc wydostać się z uwięzi. Zacząłem szamotać się całym ciałem, czułem bardzo silny ból tylnych łap, ale mimo to próbowałem za wszelką cenę się wyzwolić. Po kilkunastu minutach rozpaczliwego wygrzebywania się, nareszcie się udało. Oddychałem jakbym przebiegł całą półkulę ziemską. Gdy w końcu złapałem oddech i go wyrównałem, na nowo wstałem i rozejrzałem się. Byłem na niewielkim wzgórzu niemal doszczętnie pozbawionym roślinności. Gdy zbliżyłem się do krańca wzgórza przede mną rozległa się  obszerna dolina, a w niej całe setki wilczych ciał, niektóre otoczone dogasającymi płomieniami ognia. Skuliłem się automatycznie w pozycji leżącej. Szczena opadła mi dosłownie do samej ziemi. Zamknąłem ją po chwili i zastrzygłem uszyma. Ale na próżno. Wokół zalegała przerażająca cisza… żywego ducha tam nie było. Westchnąłem, nie wiedząc za bardzo co mam robić. Po chwili uświadomiłem sobie  że przecież kompletnie niczego nie pamiętam. Podkradłem się do wilka, najwyraźniej mnie uratował swym ciałem. Przyjrzałem mu się, spojrzałem w martwe źrenice i wściekły wyraz pyska. Niestety… nic mi ta twarz nie mówiła. Usiadłem bezradny i spojrzałem na odległy horyzont, gdzie właśnie zaczęło wschodzić słońce… Nie było jednak normalne jak zawsze. Tym razem było ono krwisto czerwone. Wokół panowała niemal całkowita ciemność, przez co zrobiło mi się jakoś dziwnie smutno. Podniosłem więc się i zawyłem w stronę owego słońca najgłośniej jak tylko potrafiłem. Moja melodia wyrażała zakłopotanie, smutek i nutę tajemniczości. Gdy skończyłem swą pierwszą pieśń usiadłem spokojnie, rozglądając się na boki i uważnie nasłuchując. Nie musiałem długo czekać. Po chwili po lesie rozległa się odpowiedź… jedna, druga, trzecia. Natychmiast skierowałem wzrok na ścianę lasu która bezpośrednio stykała się z doliną podemną. Położyłem się. Wybiegła z niej grupka czarnych wilków oraz jeden śnieżno biały. Bardzo się wyróżniał spośród pozostałych, dostrzegłem z oddali że na karku nosi coś lśniącego. Mimo iż starałem się być niewidoczny, to zwierzęta nie miały trudności w szybkim odnalezieniu mnie. Natychmiast podbiegli do mnie i bez żadnych pytań pojmali. Nie miałem sił by się bronić, sam byłem ranny i słaby, więc poddałem się bez walki. Nie odzywałem się też do nich całą drogę. Byli moją jedyną nadzieją na przypomnienie sobie o czymkolwiek. Zanieśli mnie do jakiejś wielkiej kamiennej Sali i umieścili za jakimś magicznym ogrodzeniem. Przyglądałem im się uważnie, ani myśląc o ucieczce. Wreszcie biały wilczur wszedł w magiczną aurę, podszedł do mnie bardzo blisko i usiadł, patrząc mi uważnie w oczy.
- Skąd się tam wziąłeś?
Zaniepokoił mnie jego stanowczy i groźny ton, skuliłem się lekko i odpowiedziałem cicho
- Nie mam pojęcia.
- Łżesz! – ciemny basior, spoza bariery ostro warknął.
- Naprawdę nie wiem, nic  nie pamiętam.
Biały mierzył mnie spokojniejszym wzrokiem, po czym opuścił barierę mrucząc coś cicho pod nosem.
- Jeśli nie jesteś więc szpiegiem… przejdź przez barierę …
Spojrzałem na nich błagalnie, bałem się jak nigdy… przyjrzałem się magicznej barierze która była bardzo piękna, ale piękne bywa najbardziej niebezpieczne. Niepewnie wstałem i kulejąc zbliżyłem się do niej – Niczego nie pamiętam, więc chyba nie mam zbyt wiele do stracenia… - wydusiłem po czym wykonałem skok naprzód, zamykając oczy. Stałem przez chwile w osłupieniu, słysząc ciche pomruki otwarłem oczy i zobaczyłem zdziwione miny tamtych, odwróciłem się a bariera dziwnie zmalała.
 - Niesamowite – mruknął biały i podszedł do mnie. Podniósł moją przednią łapę do góry i ujrzał tam bliznę, którą widać tylko w takim ułożeniu. – Towarzysze… to tylko Roy. – Po tych słowach postawił moją łapę i parsknął gromkim śmiechem. Niczego nie rozumiałem.
- Nazywam się Roy?
- Tak – odpowiedział mi krztuszący się ze śmiechu czarny basior. – Jak Ty to przeżyłeś?
- Nie wiem.. niczego nie pamiętam
- Może to i dobrze – mruknął biały – Czas żebyś poznał trochę innego życia.
- Jak to? Skoro mnie znacie… może powiedzie mi kim jestem i co się stało?
- Nie… nie powiemy Ci… Ale… wyrzucamy Cię stąd Roy… Spaprałeś robotę… i los dał Ci szanse żeby sobie odbudować życie w jakiejś innej dziurze… Nie spapraj tego po raz kolejny. Nikt inny nie będzie dla Ciebie tak wyrozumiały jak my.
- Ale…
- Żadnego Ale koleżko…- zwrócił się do wilków -  Zabierzcie go stąd…  i pokażcie kierunki. – spojrzał raz jeszcze na mnie – Lepiej by było żebyś się tutaj już nie pojawiał bo podzielisz los wilków w dolinie…. – zadrwił donośnie po czym opuścił salę wraz z paroma kumplami. Zostały tylko dwa czarne basiory które wyprowadziły mnie z sali. Długo szliśmy przez gęste i ciemne lasy aż w końcu jeden z nich odezwał się:
- Jesteśmy wystarczająco daleko naszej tajnej twierdzy i terenów… Nigdy tu nie wracaj Roy… Nigdy nie dostaniesz tutaj drugiej szansy…- zaśmiali się i odeszli.
Może i straciłem pamięć, ale już nigdy nie zapomnę krwisto czerwonych ślepi basiora który mnie zostawił zupełnie samego w dziczy w środku nocy. Wokoło było przerażająco.. Skrzypiące stare drzewa i pełno innych atrakcji…Westchnąłem. Byłem ranny i słaby, nie wiadomo nawet kiedy ostatni raz jadłem posiłek.. Ułożyłem się pod jakimś drzewem wyczerpany długim spacerem i całą sytuacją…  Po chwili wyszeptałem cicho:
- I co teraz?
 ^*  ^*^  *^
Rozdział II --> Klik

C.D.N.
Tak tak.. wszyscy piszą to ja też, nie będę gorszy.. :)

17 lutego 2016

(59) Epilog, który jest prologiem...

Pora wreszcie na jakąś aktywność. A że o tak pięknej porze mam wenę XD sklecam to opowiadanie, które miało być znacznie inne, ale wena nie sługa i robi co chce. Z góry przepraszam za niski poziom opowiadania, ale po długiej przerwie od pisania, trochę wyszłam z wprawy.



Wilczyca o dziwacznym wyglądzie szła właśnie samotnie wśród sosen do miejsca, gdzie miała dostęp, tylko ona i jej siostra. Była gwieździsta noc, a skrzydlata postać stanęła przed jaskinią, gdzie rosło drzewo życia. Po co tu przyszła? Pomyśleć, tu jej nikt nie będzie przeszkadzał. Podeszła do drzewa kłaniając mu się nisko i siadając pod jego rozłożystą koroną, drzewo milczało. W jaskini panowała cisza i przejmujący spokój, teraz mogła spokojnie dać upust swym obawą i natłokowi myśli.


Straciłam życie po to, by powstać jako wolna  od swego przekleństwa. I owszem udało się to, już nie musiałam zabijać, ale moja rodzina dalej była w niebezpieczeństwie. Tak długo jak  żyłam faktycznie na tej ziemi, tak długo Selene bogini księżyca moja ciotka będzie mścić się za swoją siostrę, która podziwiała wilki i zapragnęła być jedną z nich. Ta z zazdrości rzuciła przekleństwo na jedno z jej potomstwa by potem została zamordowana przez własne dziecko, a ono same ma cierpieć z  powodu samotności i wyrzutów sumienia.  Jednak znalazły się wilki , które odważyły się obdarować mnie jakimkolwiek uczuciem sprowadzając na siebie jej gniew. Cóż samotna już nie jestem. - Uśmiechnęła się i spojrzała na swój brzuch, który jeszcze nie zdradza jej stanu. - Jednak.. - Westchnęła. - Poczucie winny nigdy nie nie opuści. Najpierw wybiłam własną rodzinę, potem  zabijałam niewinne istoty. Jednak dopełnieniem było to, że zabiłam własną ciotkę. Mimo błagań, że się zmieniła zrobiłam to. Po prostu jej nie wierzyłam i działam impulsywnie, nawet się nie broniła. Cóż dokonałam zemsty, ale czy czuje się lepiej? Wcale nie, spokojniejsza, ale nie lepiej. Tłumacze to sobie, że by oni mogli spokojnie żyć to ona musiała swe życie zakończyć. Cóż teraz jestem spokojna, że nic ich życiu nie zagraża. Mej siostrze, partnerowi i tym, co jeszcze nie dążyli zobaczyć świata. Stadu nic nie groziło, nie obchodziło ją ono, chciała uderzyć w mój najsłabszy punkt. Teraz mogę żyć spokojnie, że nic im nie grozi, czeka nas nowy początek, ale sumienie będzie dręczyć mnie do końca życia. Jednak uważam ich dla nich warto było. Czasem jedno życie musi się skończyć by inne mogło żyć, w tym moje sumienie. Dla nich jestem gotowa oddać nawet swoje życie. Cena była wysoka i płacić ją będę do jeszcze bardzo długo, ale warto było. Dla ich dobra lepiej zachowam ta wiadomość o  rodzinnej wizycie dla siebie.


Nagle w jaskini zebrał się silny wiatr, aż musiała zasłonić się skrzydłami, bowiem wiatr zabierał ze sobą drobne kamyki. Po chwili ucichł, a do jej uszu doszedł cichy głos praktycznie z znikąd. - Czasem dana sytuacja  wymaga rozwiązań, których sceną są wyrzeczenia. Jednak nie wolno patrzeć w przeszłość by te wyrzeczenia nie poszły na marne. - I znowu cisza i spokój, a na duszy zrobiło jej się  lżej. Może to dziwne, ale poczuła iż ktoś ją w końcu rozumie. Ale takie było życie istnień. Na początku myślała, że oszalała. Jednak stwierdziła, że te słowa były jak balsam na jej duszę i nie ma sensu nad resztą się dłużej zastanawiać. Wróciła do jaskini, gdzie sypiała se swą siostrą. Duża wadera już spała, podeszła do niej i powiedziała szepcą cicho. - Dla was zrobię absolutnie wszystko. - I szturchnęła ją nosem delikatnie w kark.  Następnie wyszła i udała się do jaskini Roya, również do niego podeszła i powiedziała, to samo co swej siostrze. Po czym liznęła go w łeb i ulokowała obok niego wtulając w jego futro. Teraz mogła czuć się szczęśliwa, na ta krótką chwile zapomniała o  sumieniu i zasnęła z uśmiechem na pysku, chociaż na chwile życie dało jej chwile wytchnienia.

Silje Selun