31 grudnia 2017

HAPPY NEW YEAR!!!

W tego sylwestra życzę wszystkim członkom wyszeckiego najlepszego, szczęścia i pomyślności w 2018 roku. 
Aby wena była z wami.

Znalezione obrazy dla zapytania sylwester


Życzy wasza alfa
Silje Selun

4 grudnia 2017

Z pamiętnika wyrzutka cz III - Ostatnia

Rozdział 2 - KLIK

https://www.youtube.com/watch?v=WTTJ5hNlQi0 – nie wiem czy pasuje ale pisałem słuchając właśnie tego ;)

      Po wielu wyczerpujących dniach, a raczej miesiącach swego nieszczęsnego życia położyłem się pod osłoną przyciasnej nory utworzonej przez zawalony korzeń wielkiego drzewa. Wypuściłem powietrze ze świstem, po czym nabrałem w nozdrza całe mnóstwo okropnego chłodu. Wzdrygnąłem się. Świat jakby przymierał. Dni stawały się coraz krótsze, a ciemności nocy pojawiały się coraz wcześniej i wcześniej. Skuliłem się ciasno przylegając lewym bokiem do gliny, by jak najlepiej zabezpieczyć ciało przed chłodem. Zasnąłem.
    - Tato! Tato! – krzyczały wesoło 3 młode wilczyce, biegnące za mną. Zatrzymałem się i odwróciłem co spowodowało że wpadły wprost na mnie. Wygrzebałem się powoli spod ich roześmianych pysków i posłałem szelmowski uśmiech. Miały w sobie jakiś urok, wszystkie miały śnieżno białą sierść, stapiającą się w bieli śniegu do okoła. Wszystkie jak na zawołanie wstały i rozpoczęły jakiś rytuał. Przyzwały wielką kulę ognia, którą wycelowały we mnie. Ja nie spodziewałem się niczego, odskoczyłem w ostatniej chwili, co spowodowało potężny cios w wilka czającego się na nas w odległości około 20 metrów, ukrytego w zaroślach. W jednej chwili moje serce zadrżało niespokojnie. Bez słowa pobiegłem tam, one za mną.
- To on… to on… - powtarzały białe wadery. – Zdrajca… zdrajca…
Najeżyłem sierść, czułem bowiem jeszcze czyjąś obecność. Podniosłem powoli wzrok, by ujrzeć cień między drzewami i ten okropny smród… Nie zdołałem nawet zawarczeć, gdy chłód ogarnął moje ciało, a zwłaszcza nos. Zaraz… nos?
       Ocknąłem się, natychmiast otwierając oczy ze zdumieniem. Leżałem nadal pod swoim drzewem, robiąc zabawnego zeza, gdyż właśnie dostrzegłem duży płatek śniegu leżący na moim nosie. Potrząsnąłem łbem, jednocześnie wzdychając ciężko. -  Skąd tyle dziwnych snów, przecież nawet nie mam dzieci.. - Łapy mi przymarzały, ale przynajmniej zaczęło świtać.
- Cóż.. trzeba iść dalej  - szepnąłem sam do siebie, wiedząc że odpowie mi jedynie cisza. I tak też się stało. Podniosłem leniwie swoje wychudzone ciało na szczupłych szczudłowatych kończynach i poczyniłem kroki na przód.  Upolowałem uprzednio królika i zjadłem ze smakiem by mieć siłę na dalszą wędrówkę.
Od miesięcy podróżowałem po świecie, wciąż brnąc na przód. Tym razem życie utrudniła mi wyjątkowo trudna śnieżyca. Płatki śniegu dostawały się dosłownie wszędzie.. oczy uszy, nos.. nawet zęby. Musiałem być dzielny. Musiałem w coś wierzyć, wierzyć że mi się uda. Gdy już zaczynałem wątpić, że mnie zasypie, bo moje łapy zaczynały sztywnieć i odmawiać mi posłuszeństwa, śnieżyca zwolniła tępa i po chwili przemieniła się jedynie magicznie i pięknie opadający śnieg. Stał się już wieczór. Zatrzymałem się, to chyba nie wina pogody lecz drzew które rosły w nietypowy sposób. Było ich zbyt mało żeby okryć niebo, a jednak w tym miejscu właśnie tak było. – Cóż nie będę dyskutował z matką naturą. – pokicałem pod jedno z nich, zebrałem trochę kory i suchszych gałązek nadających się na podpałkę i wystrzeliłem iskrę w ich stronę. Tak oto stworzyłem małe ognisko, przy którym ogrzałem zmarznięte łapy.  – Od razu lepiej – szepnąłem do siebie, jednakże w tej samej chwili poczułem czyjeś spojrzenie na sobie. Natychmiast zamarłem w bezruchu obserwując potężne zwierzę, zbliżające się w moim kierunku. Przysypałem małe ognisko widząc złowrogie zamiary wielkiej samicy. Był to przeciwnik ciężkiego kalibru. – A cóż to… nie powinnaś smacznie drzemać? -  Dopiero wtedy doszedł do mnie swąd młodych w okolicy. – Śnieg chyba zaskoczył tutejsze niedźwiedzie – szepnąłem. Chyba zbliżyłem się niebezpiecznie blisko ich kryjówki. Skuliłem się by pokazać uległość, jednak niedźwiedzica nie zwróciła nawet na to uwagi, wciąż się zbliżała. Cóż.. walczyć nie zamierzałem, nie miałem szans. W ułamkach sekund odwróciłem się i wystrzeliłem najszybciej jak mogłem, kierując się w widoczną z oddali ścianę lasu.. gęstego lasu. Im bliżej niego się znajdowałem, tym bardziej wyglądał mi podejrzanie, ale cóż. Nie było wyjścia. Wpadłem w zarośla pokryte śniegowym puchem, przewróciłem się i lekko poobijałem, po czym wstałem i pobiegłem dalej nieco kulejąc. Odwróciłem się. Niedźwiedzica najwidoczniej nie zmieściła się w tak ciasno porośniętym lesie. Zatrzymałem się, czułem się tutaj zupełnie inaczej. Czułem że moje ciało przepełnia moja magia, po raz pierwszy czułem to tak mocno… z taką siłą. Ruszyłem dalej, nie zastanawiając się zbytnio, chciałem poznać źródło tego uczucia. Po drodze mijałem naprawdę dziwaczną roślinność, i jeszcze dziwniejsze owady czy inne leśne zwierzaki. Ale chwila..
- Co ja widzę? – wydusił ze zmęczeniem. Przed nim widniała niewielka polana, a na niej, na kamieniu wypoczywał wilk. Jednak nie był to zwykły wilk, bowiem posiadał on SKRZYDŁA! Mało tego… miał też kilka ogonów. Spojrzałem ze zdumieniem nawet na swój własny i zamachałem nim chwilkę z niedowierzaniem. Podszedłem bliżej. Niewielka postura i pysk zwierzęcia wskazywała na płeć piękną. Zawahałem się przez moment, ale stłumiłem strach i wyszedłem z ukrycia. Ukłoniłem się i przywitałem. Tak oto poznałem Silje Selun oraz stado strażników o wdzięcznej nazwie Herd of Guardians. Pilnowali oni wielkiego Drzewa Istnień. Z początku postanowiłem zostać by przyjrzeć się temu miejscu. Po raz pierwszy od dawna czułem tak silną ciekawość. Zresztą znów ktoś chciał mnie przyjąć. Znów mogłem poczuć czyjeś towarzystwo. Bałem się w głębi serca że mógłbym nie sprostać wymaganiom alph. Zwłaszcza tej drugiej którą poznałem później. Wilczyca wielkości dorodnego konia – Brahmaputra. Przerażała mnie każdego dnia, jednak jej skrzydlata siostra miała w sobie coś, co sprawiło że postanowiłem zostać i spleść swój los razem z tym miejscem. Być może o tym właśnie mówił mi stary Jack.. o tym że muszę znaleźć samego siebie. Czy znalazłem? Życie tutaj, z całą pewnością mnie tego nauczy.


KONIEC SERII – Z pamiętnika Wyrzutka

Black wolf

   I was in the winter of my life. 
And the men I met along the road were my only summer. 
At night I fell sleep with visions of myself dancing 
and laughing and crying with them. 
Three years down the line of being on an endless world tour 
and my memories of them were the only things that sustained me 
and my only real happy times.

Scarisse 


  Lecz częściej zwą mnie Scar.



Pochodzenia nieznanego, czarna niczym smoła wilczyca o skromnej budowie ciała, w chodzie przypominająca złodziejaszka. Niby lis w przywdzianej wilczej skórze. Szósty rok jej narodzin minie w dniu pełnego rozkwitu wiosny 1 maja. Z zamiłowania zielarz, z profesji szaman.




Młódką nazwać jej nie można, bo i jak, 6-letniego wilka? Mimo wszystko wilczyca wyglądem w żadnym stopniu nie przypomina dorosłego osobnika. Chuderlawa, malutka o patykowatych łapach, pociągłym pysku i sterczących uszach. Więcej w swej osobie posiada z lisa niż wilka, toteż od zawsze nazywano ją lisem w wilczej skórze. Chód złodziejaszka, cichy i spokojny posiada w sobie coś z elegancji i powabności wilczycy wysokiego rodu, choć takową nigdy nie była. Smolista, gęsta sierść odziewa drobną posturę. Charakterystycznym w całokształcie Scarisse są oczy. Wielkie, bursztynowe ślepia o tajemniczym, chłodnym blasku. 






Powściągliwa, spokojna i opanowana. Nie zdradza swoich emocji, które łatwo mogą ją zwieść co wywołałoby nie lada katastrofę. Przez lata kreowała stoicki spokój i panowanie nad sobą. Typ melancholika z pewnymi cechami sangwinika. Pełna życia, trochę mało towarzyska i ostrożna przy pierwszym poznaniu. Dokańcza to co zaczęła i dąży do obranego przez siebie celu. W pewnym stopniu dominująca i władcza. Lubi mieć wszystko poukładane. Bywa złośliwa, arogancka i cyniczna. Czasami zachowuje się jak dziecko, lecz to zależy od tego jaki trafi jej się dzień. W przypadku tych gorszych bardziej stroni od ludzi i bliższego kontaktu, a jeśli taki jest nader konieczny bywa po prostu nieprzyjemna. 






Every night I used to pray that I’d find my people and finally
I did on the open road. We had nothing to lose, 
nothing to gain, 
nothing we desired anymore except to make our lives into a work of art.
Live fast. 
Die young. 
Be wild. 
And have fun.

__________


Cześć i czołem.
Kontakt przez maila (psycho.american09@gmail.com ) lub gg 38472563
Chętnie przyjmę jakieś wątki w swe ramiona. c;