Noc. Pewna wilczyca jeszcze nie spała, więc skorzystała iż noce bywają już cieplejsze i wyszła się przejść. Bowiem nowe życie, które rozwija się w jej łonie nie daje swej przyszłej rodzicielce spać. Zazwyczaj spacer pomagał, ale nie tym razem. Ból stawał się, coraz silniejszy. Instynktownie wyczuła, że dziś w nocy już urodzi, ale jeszcze to potrwa. Udała się do jaskini swej siostry i stanęła u jej wejścia, po tym do jaskini swego partnera, w której od dłuższego czasu również sypiała i postąpiła ponownie jak wcześniej. Czemu żadnego z nich, nie obudziła, skoro może potrzebować pomocy? Odpowiedz jest prosta, bała się. Cały czas zgrywała, że się nie boi, że macierzyństwo to dla niej rzecz naturalna. A prawda była inna, bała się i to bardzo, ale nie o siebie, nie że nie da sobie rady. Tylko, że jej czynny i jej przeszłość nie darzą im szczęśliwego dzieciństwa, że ona nie zdążywszy poznać matczynego ciepła, nie będzie umiała okazać go im. W jej mniemaniu dalej nie zasługuje na to co ma teraz, na dom rodzinę i te wszytko co ją tu spotkało. Kiedyś stwierdziła, że nigdy nie założy rodziny, bo nie będzie takiej istoty, która skruszy zaporę jaka tak długo wokół siebie budowała. Długo broniła się przed miłością, sądząc że Roy zasługuje na kogoś lepszego, że stado zasługuje na lepszą władczynie i te maleństwa na lepszą matkę. Ma nadzieję, że tak nie jest, ale to poczucie jakoś nie może jej opuścić, nie wspomniała o tym nikomu by do końca nie stracić woli do czegokolwiek i dalej jakoś żyć w przekonaniu, że to tylko jakieś mrzonki jej spaczonego umysłu. A jednak znalazł się grupka istot, która jedna ominęła zabezpieczenia i dotarła do niej, cóż nikt nie znają całej prawy. I tak już zostanie.
Niespodziewanie doznała poczucia, że ktoś ją oczekuje i ruszyła wolnym krokiem, który stawał się coraz bardziej niezdarny i wolniejszy szła dalej jakby ktoś ja prowadził, szła jak zahipnotyzowana.
Jak już odzyskała swoją świadomość spostrzegła, że stoi pod drzewem istot. - Czego ode mnie oczekujesz? - Zapytała patrząc na jego potężne rozgałęzienia z nieukrywanym zdziwieniem jak i kiedy tu przyszła. Zapomniała nawet co robiła przedtem. W jej głowie zostały tylko owe myśli, które tak długo katowały jej i tak już wątłą wiarę, że jej historia spoczęła w pokoju i co się z nią teraz dzieje. Zrobiło jej się ciepło jak za letniego poranka, a środku zaczęła się uspakajać ta burza myśli.
Położyła się na boku u podnóża drzewa, a jej boki poruszały się nierównomiernie i szybko. A małe zaczęły przychodzić na świat. Nieoczekiwanie oślepiło ja jasne i białawo-niebieskie światło po czym straciła kontakt z rzeczywistością.
Źródłem światła okazała się pewna postać. Kobieta o długich do ziemi brązowych włosach i wręcz anielskiej twarzy odziana w biała togę jak bogini grecka. Kobieta spojrzała na lezącą na ziemi wilczyce uśmiechając się do siebie, a po jej jedwabistym policzku poleciała jedna łza. Po czym zamiast kobiety pojawiła się wilczyca o oślepiająco białej sierści, ale jej postać była lekko przezroczysta. Tak, to właśnie matka Silje, która z umiłowania do istot zwanych wilki, zapragnęła być jedną z nich niż pełnego zepsucia życia jako jedna z bogiń, które nie wiele się liczyły. Usiadła tuż przy Silje i położyła na niej łapę. Wilczyca nie mogła jej zobaczyć, ale poczuła jej obecność dzięki magii drzewu. Nawet nam się nie śni, co ono potrafi.
Gdy się obudziła usłyszała ciche popiskiwanie, odwróciła się w stronę źródła dźwięku, gdy tylko odzyskała do końca świadomość i ujrzała cztery maluchy, bezbronne zależne od swej matki. Dobrze wiedziała, że miała sprawcie, choć celowo chciała zostać sama, bo teraz do niej dotarło, że naprawdę została matką i choć bała się o ich przyszłość uśmiechnęła się, dalej nie pojmowała, jak ktoś taki jak ona zasłużył sobie ta taki cud jakim jest rodzina, choć pozbyła się poprzedniej, co nie ma wytłumaczenia i wybaczenia dla takiego czynu.
Przeniosła maluchy do swej jaskini, która już dawno przygotowała. Chwaliła sobie ustronność tego miejsca, która teraz jest jej tak bardzo potrzebna. Ułożyła jej wygodnie na świeżym posłaniu i położyła się między nimi stękając ze zmęczenia przy tej czynności, na końcu wylizała je jeszcze dla pewności, że zrobiła to jak trzeba i usnęła z uśmiechem na pysku mając świadomość, że gdyby nie jej bliscy już dawno nie miała by już duszy i skończyła jako wrak samej siebie.
oto jest opowiadanie. Mam nadzieje, że nie przesadziłam z dramatyzmem.
Teraz czekam na karty postaci mych pociech. A co do muzyki, nie wiem czy pasuje, ale tak jakoś dobrze mi się przy tym pisało i nawet tnie wiem kiedy skończyłam.
Weszła do jaskini chwile po tym, jak Silje weszła w głąb by wydać na świat potomstwo. Przekrzywiła łeb z obrzydzeniem, nie znosiła dzieci. Pomruczała chwile nie mogąc znaleźć sobie miejsca, po czym wyszła z jaskini. Stała przed nią chwile dumając. Nagle odwróciła się i wskoczyła na skalną półkę, tak by po chwili znaleźć się na dachu wejścia do groty. Mogła tu jednocześnie pilnować wejścia i nie dać się zauważyć Silje, która po jakimś czasie wyszła, przenosząc młode w inne miejsce. Była pod wiatr więc jej zapach nie mógł być wyczuwalny przez skrzydlatą waderę. Czarna przyjrzała się całej akcji z dokładną uwagą. W głowie kłębiły jej się przeróżne pytania, a odpowiedzi wciąż okrutny brak...
OdpowiedzUsuń// Brahmaputra
Pięknie napisane droga Silje. Uwielbiam czytać takie rzeczy.
OdpowiedzUsuńJejku, cudownie napisane. * Dumny *
OdpowiedzUsuń