19 kwietnia 2017

[106] Siecią tchórzostwa nie złowisz jesiotrów szczęścia.


Cichy szmer. Pomruk. Delikatne dźwięki, wtapiające się w odgłosy wieczornego lasu. Jedynie one znamionowały obecność kotki, która niemal niezauważenie przemierzała las. Wędrując między iglakami, po spróchniałych pniach, stąpając lekko po leśnym gruncie, lustrowała spojrzeniem nieznane tereny. W pewnym momencie przystanęła. Jej cynamonowe ślepia wypatrzyły coś interesującego w gęstwinie. Zniżyła się na łapach i zaczęła powoli skradać w wypatrzonym kierunku. Zbliżała się bezszelestnie, będąc wśród leśnej kniei niczym duch. Zatrzymała się kiedy była w odległości kilku metrów od prześwitującej między pniami polany. Zauważyła tam jakąś istotę. Psowatego, prawdopodobnie wilka. Wyglądało na to, że siedział tam samotnie, bez żadnego towarzystwa. Obserwując stworzenie, rysica zastanawiała się, czy wyjść ku niemu, czy odejść niezauważona. Zaczęła z wolna przesuwać się po obrzeżach polany, by uzyskać lepszy widok. Zwieńczone czarnymi pędzelkami uszy wychwytywały najmniejsze szmery, oczy chłonęły widoki krajobrazu. Jej myśli nie były jednak tak samo zafrasowane co zmysły. W odmętach umysłu błądziła ku odległym krainom. Zastanawiała się, gdzie tym razem poniosą ją łapy. Zawsze kierowała się przed siebie. Nie zatrzymywała się nigdzie na dłużej. Nie stroniła od towarzystwa, jednak z nikim nie zawiązywała bliższych więzi. Podążając tym torem myśli, zauważyła że od miesięcy nie rozmawiała z nikim, poza jej niematerialnym towarzyszem. Zaśmiała się w duchu, tuż przed tym jak wyrwał jej się pełen frustracji syk. Rozproszona, przestała uważać; choć zaledwie na moment, wystarczyło, by stanęła nieostrożnie, a rana w łapie odezwała się przeszywającym bólem. Cholerny deszcz. Cholerne skały. Wciąż nie mogła uwierzyć, że była na tyle głupia, by się poślizgnąć i upaść tak niefortunnie. Na to wspomnienie sierść na grzbiecie mimowolnie jej się zjeżyła, a na pysku wymalował się ponury grymas. Zmarszczyła nos, odsłaniając ostre jak igła kły. Tuż przy uchu usłyszała czyjś cichy głos.
- Powinnaś się przywitać.
Cynamonowe ślepia powędrowały w kierunku zjawy. Wykrzywiła się w złośliwym uśmiechu.
- Masz już dość mojego towarzystwa? - Spytała z przekąsem, spoglądając na unoszącego się w powietrzu rekina. Żarłacz rafowy lewitował obok, do tej pory podążając za nią bez żadnego słowa. Jego ciało połyskiwało momentami, kiedy przez korony drzew padało na nie światło księżyca. Było półprzezroczyste. Kotka bez trudu mogła ujrzeć przez niego chropowatą powierzchnię pni. Jego postać wydawała się być utworzona z wody. Był jednak jedynie duchem, nienamacalnym bytem, który towarzyszył rysicy, odkąd była zmuszona opuścić swój dom. Był również jej jedyną rodziną i przyjacielem. Nie potrzebowała nikogo innego. Dlatego też mimo kąśliwych uwag postanowiła spełnić jego prośbę. Sama też nie miała nic przeciwko. Nie zastanawiając się dłużej ruszyła w kierunku prześwitu, nie próbując już się kryć. Wyszła na polanę i skierowała się w kierunku postaci, przyglądając jej się tym razem otwarcie.
Jej oczom ukazała się skrzydlata wadera o wielu ogonach i nietypowych zielonkawych znakach. Wieczorny wiatr mierzwił jej długą grzywę, przemknął delikatnie po czarnych kosmykach puchatej sierści. Wilczyca mimowolnie postawiła uszy, gdy dobiegł ją cichy dźwięk zbliżającej się istoty. Jej spojrzenie nabrało blasku, jakby została wyrwana właśnie z rozmyślań, ale pozostała nieruchoma w swojej pozycji, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Rysica przyglądała jej się uważnie, dostrzegła jak oczy wilczycy nabrały wyrazu zainteresowania. Przedziwna istota. Stwierdziła w myślach, wlepiając w nieznajomą cynamonowe tęczówki. Nie była to negatywna myśl, jedynie stwierdzenie, które przemknęło jej przez myśli, kiedy dokładniej przyjrzała się waderze. Zerknęła z ukosa na towarzysza, zastanawiając się jak skrzydlata na niego zareaguje. Rekin był niewielki w porównaniu do niektórych krewniaczych gatunków, gdyż miał zaledwie półtora metra. Opłynął w powietrzu rysicę, tak jakby płynął przez rafowe wody oceanu. Zadumana kotka podążyła za nim spojrzeniem. Hai też był przedziwny. Na swój sposób. Nigdy nie mogła w pełni go rozgryźć. Śledząc jego ruchy, powróciła tęczówkami ku nieznajomej postaci. Strzygła uszami, wyrwana z zamyślenia. Zupełnie o niej zapomniała. Na te kilka sekund, ale jednak. Nie spieszyła się jednak. Minęła jeszcze chwila, w ciągu której bezpretensjonalnie wpatrywała się w wilczycę, nim ostatecznie się odezwała.
- Witaj. Raczę spytać czy nie będzie Ci wadzić Nasze towarzystwo? - Tembr jej głosu był niski i miękki, a w głoski wplatały się ciche pomruki.
- Witam na skromnych ziemiach stada strażników. - Odezwała się samica. Jej spojrzenie wyraźnie z zaciekawieniem śledziło ruchy rekina. Uważała jednak by nie stracić przy tym z oczu kotki. - Dopóki wasze towarzystwo nie stanowi zagrożenia, to wasza obecność jest mile widziana. - Wypowiadała słowa, nie zmieniając przy tym nieodgadnionego wyrazu pyska.
- Nikogo nie zjemy. - Rysica odparła na w poły żartobliwie, głosem bardziej ochrypłym, niższym, jakby próbowała powstrzymać się od roześmiania w głos. Z wilczycy, z własnego żartu, a może ze słów towarzysza, które formowały się w jej myślach. Miedziane ślepia nie zdradzały co się może skrywać za ich spojrzeniem. Samica nie planowała nikogo atakować, szukała co najwyżej chwilowej rozrywki.
Na pysku czarnej wadery pojawił się chwilowo nikły uśmiech, gdy usłyszała wypowiedz swego rozmówcy, po czym pysk przybrał ten sam wyraz, co przedtem.
- Rozumiem. - Machnęła wszystkimi ogonami, na przemian zamiatając nimi podłoże, wznosząc w powietrze kurz i zeschłe liście.
- Trzymaj zęby w paszczy, Hai. - Kotka przekornie rzuciła do towarzysza, który akurat przepływał tuż przed jej nosem. Jej tęczówki na krótko zajrzały w niewielkie rekinie ślepie, by potem zatrzymać się na przeświecającej przez wodniste ciało wilczycy. Jej postać przypomniała jej o zdaniu, które wpierw przykuło jej uwagę. - Cóż możecie pilnować na tych zapomnianych przez czas terenach, że zwiecie siebie strażnikami?
- Pilnujemy drzewa, które jest podporą tego miejsca i kieruje całym ekosystemem. - Tyle informacji powinno starczyć jako odpowiedz na jej pytanie. Jednak i ona była czegoś ciekawa. - Mogę zapytać o twojego ducha?
- Mój Ci on jak księżyc na niebie. Sam się uczepił, jak rzep psiego ogona. - Rude tęczówki z udawaną niechęcią spoglądały na zjawę. Widać było jednak, że były to przyjacielskie docinki, jakie często można ujrzeć wśród starych znajomych, którzy wiele razem przeszli. Rekin nic nie mówił, bynajmniej nie w głos. Natomiast samica rysia, kontynuowała powracając ślepiami, ku rozmówczyni. - Trudno rzec, czym jest właściwie. Więcej to niż zjawa, jednak mniej niż żywe stworzenie. Duch, czy poczwara, któż to wie. Chyba nawet on sam nie jest pewien. Z pewnością więcej ma rozumu niż zwykła ryba. Nie jest do mnie przywiązany siłami nadnaturalnymi. Rzekłabym, że złośliwość go tu trzyma. Ile razy mówiłam, żeby wrócił do wody, gdzie jego miejsce - na przekór nigdzie się nie wybiera.
- Rozumiem. - Skrzydlata wadera pozwoliła sobie na delikatny śmiech pod nosem, bowiem wypowiedź i stosunek kotki do ducha wydał jej się dosyć zabawny. - Cóż, duchy bywają wyjątkowo złośliwe. - Spoglądała to na zjawę, to na nią. - Nigdy w sumie nie widziałam rekina, tylko kilka razy o nich słyszałam, a tym bardziej ducha pod tą postacią.
- Też mi się wcześniej nie zdarzało. - Odparła kotka. - Ponoć większość trzyma się głębi oceanu. Ten tutaj osobnik natomiast zwykł pływać w przybrzeżnych wodach. Przynajmniej takie historie mi opowiadał. - Umilkła na moment, przestępując z łapy na łapę. Czuła jak w zmęczonych kończynach rozchodzi się nieprzyjemne mrowienie. Ból w tylnej łapie co i rusz ją rozpraszał, powodując, że momentami sprawiała wrażenie nieobecnej.
Wilczyca nagle zrobiła minę minę jakby coś jej się przypomniało. Poruszyła skrzydłami, a liczne pióra delikatnie zaszeleściły.
- Och, gdzie moje maniery. Jestem Silje Selun, ale zwą mnie po prostu Silje. - Kiwnęła łbem w przepraszającym geście.
- Silje. - Powtórzyła pod nosem imię samicy, by łatwiej je zapamiętać. Zrobiła to automatycznie, nie myśląc nad jakimkolwiek kontekstem. Maniery wilczycy bynajmniej jej nie zgorszyły. Sama uważała sprawy imion za mniej istotne, toteż z niejakim opóźnieniem, pod wpływem napomnienia unoszącego się obok niej ducha, również się przedstawiła. - Możesz mówić mi Runa.
- Runa.- I ona powtórzyła. - Masz bardzo ciekawe imię. Nie wiem czy wiesz, ale w niektórych stronach ma ono wielką moc wpływu na innych, no i takie imię to nie byle co. - Skojarzyło jej się z runami, w jej rodzinnych stronach również kiedyś się nimi posługiwano, teraz tylko nieliczni o nich pamiętali, a jeszcze mniej się nimi posługiwało.
- Matka mówiła mi, że oznacza ono tajemną wiedzę. Ale nie wiem co więcej się za nim kryje. - Zdawała się być co raz bardziej zdekoncentrowana. Usiadła, by odciążyć obolałe kończyny.
- Ragnhild była mądrą rysicą. Nie zdążyła skończyć tej opowieści. ​- Rysica usłyszała zgrzytliwy głos towarzysza. Spojrzała na niego z furią, mrużąc parę ognistych ślepi.
- A skąd Ty to niby możesz wiedzieć? - Zjeżona sierść na jej grzbiecie opadła tak szybko jak się podniosła, a sama kotka, natychmiast się uspokoiła. Bywała impulsywna, ale nie zwykła trzymać urazy.
- Mówiłaś Silje - Zwróciła się do wilczycy już normalnym tonem. - że mieszka tutaj stado. Strażnicy, jak ich nazwałaś. Oznacza to, że przebywa tu ktoś jeszcze? Wybacz mi pytanie, lecz jesteś pierwszą istotą, na którą natrafiłam. Przynajmniej pierwszą niezjadalną istotą. - Ostatnie zdanie dodała ciszej, bardziej do siebie, znów zabarwiając je z lekka żartobliwym tonem.
- Owszem jest nas tu trochę i są to istoty najróżniejsze. Od wilków po konie, a nawet smoki. Przynajmniej jeden tu był. - Zamyśliła się na chwile, po czym spojrzała na swoją rozmówczynię. - Jednak nie każdy jest strażnikiem w pełni.
- Nie w pełni? A więc w połowie? Stoi się na straży czegoś lub nie. Nie widzę tu miejsca półśrodki.
- Bo jesteś ograniczona, kissa. - Usłyszała znów komentarz ze strony ducha. Nie omieszkała posłać mu zabójcze spojrzenie, jednak nie odpowiedziała na zaczepkę, być może już zbyt zmęczona by wszczynać kłótnie. Długa wędrówka na nie w pełni sprawnych kończynach, najwyraźniej dała jej się we znaki bardziej, niż z początku sądziła.
- Fascynujące jest jednak to, że ktokolwiek chciałby tkwić w jednym miejscu, by pilnować drzewa. Doprawdy nie rozumiem jakiż to cel w tym macie.
- Hmmm - Silje mruknęła tylko w odpowiedzi, ale po chwili zaczęła kolejno odpowiadać na pytania kotki. - Powiedzmy, że to drzewo rządzi się swoimi prawami. Jest źródłem życia i harmonii. Jeśli drzewo upadnie to i cały ekosystem zostanie stracony. Jednak drzewo ma własną dusze i to ono wybiera swych strażników. Kandydat musi udowodnić, że jest godzien by je chronić. Bowiem nie może ono trafić w niepowołane łapy, ani tym bardziej obumrzeć. A co do pozostania tutaj, to głównie zależy od celu jakimi dana osoba się kieruje. Niektórzy mają dość samotności, inni chcą się spełnić jako przynależność do jakiejś społeczności, jeszcze inni chcą odnaleźć spokój - i to tu dostaną. - Zmieniła pozycje na siedząca.
- Niech i tak będzie. - Odparła, nadal nie pojmując tego fenomenu. Wizja przedstawiona przez wilczycę była dla kotki zbyt abstrakcyjna. Mimowolnie jednak czuła się w pewien sposób zaintrygowana. Tym tajemniczym drzewem i strażnikami, którzy postanowili poświęcić dla niego swe żywoty. Możliwe, że była na tyle ciekawa, by zostać tu trochę dłużej niż z początku planowała.

Szerokie, włochate łapy stąpały bezszelestnie wśród leśnego poszycia. Zwinne kocie ciało bez trudu przemykało miedzy zwalonymi pniami, po spróchniałym drewnie, kryjąc się miedzy zaroślami. Poruszała się powoli, niespiesznie. Nie miała domu, czy rodziny, do której mogłaby wracać. Wędrówka była jej życiem. Nie przywiązując się do osób i miejsc, poznawała wciąż nowe krajobrazy, nigdy nie zatrzymując się na dłużej. Tak było dobrze.
Utykała nieznacznie, idąc. Mimo opatrunku z ziół, który zeszłego wieczoru nałożyła na ranę, wciąż miało minąć kilka dni, nim w pełni się zagoi. Rozglądała się uważnie, obserwując najmniejsze ruchy. Burgundowe barwy lasu przeplatały się ze szmaragdami i szafirami, tworząc niecodzienny klimat. Przez gęste korony drzew przeświecało nikłe światło, gdzieniegdzie tylko rzucając jaśniejsze plamy. Ptaki świergotały, skacząc wysoko wśród plątaniny gałęzi, niewidoczne dla naziemnego obserwatora. Było cicho, spokojnie.
W pewnym momencie przed nosem rysicy przeleciało coś błyszczącego. Małe, zielonkawe światełko. Być może owad. Źrenice kocicy rozszerzyły się do granic możliwości. Cała jej sylwetka napięła się, śledząc czujnym spojrzeniem kołującą w powietrzu latarenkę, gotowa do skoku, ataku. Jakby zahipnotyzowana przez świetlistą smugę.
- Jak mały kociak. - Usłyszała głos Ananty. Wodnista postać ducha przepłynęła wzdłuż jej ciała, wyłaniając się zza jej pleców. Blade ślepia rekina patrzyły na nią bez wyrazu.
- Wcale nie. - Obruszyła się, łypiąc na niego cała nastroszona. Białe wąsy zdawały się błyszczeć w nikłym świetle małego stworzonka.
- Co planujesz? - Martwy głos zjawy przeciął powietrze. Kotka postawiła uszy, czarne pędzelki delikatnie drgały.
- Nie planuję. - Rzuciła krótko. W odpowiedzi otrzymała cichy śmiech. 
- Robisz to, co chcesz. Więc czego chcesz?
Przeszła parę kroków, zwlekając z odpowiedzią. Potrząsnęła głową, a kryza na jej szyi zafalowała. Rozejrzała się po Lesie. Po wysokich pniach drzew, różnorodnych roślinach, grzybach w przedziwnych kształtach, nietypowych barwach i światłach. Podobało jej się tu. W ziemi, w powietrzu dało się czuć ciepło. Ale nie, nie chodziło o temperaturę. To było coś innego. Jakby delikatne mrowienie. Coś nienamacalnego, co sprawiało, że kotka czuła się na miejscu. Stary drzewostan obfitował w zwierzynę i kryjówki. Mogła tu znaleźć pożywienie a zarazem schronienie. Były to idealne warunki, zupełnie przeciwne terenom, które przemierzała przez ostatnie miesiące. Rana na łapie wciąż jej dokuczała. Czuła tępy, pulsujący ból, rozchodzący się na całą kończynę. Może mogła tu zostać na jakiś czas. Póki nie odzyska pełni sił. Rzuciła przeciągłe spojrzenie w kierunku zjawy.
- Zobaczymy. - Odparła w końcu, wykrzywiając pysk w półuśmiechu.


Skrzydlata wadera siedziała samotnie na polanie z zamyślonym wyrazem pyska. Gdy nie było nikogo w pobliżu, pozwalała sobie na zrzucenie maski, odkrywając bitwę emocji, która panowała w jej wnętrzu.  Na świat już dawno spłynął mrok.  Deszcz siąpił niewielkimi strużkami. Nie przeszkadzało jej to jednak, przyzwyczajona była do znacznie gorszych warunków pogodowych. Wiatr bawił się jej długą grzywą i futrem trojga ogonów. Z jej pyska wydobyło się ciche westchnięcie, nim z rozmyślań wyrwały ją nagle zbliżające się hałasy. Szelest, szmery. Dźwięk łamanych gałęzi. Szamotanina. Było je słychać nawet mimo monotonnego szumu spadających kropel deszczu. Syczenie, warkot, a potem znów szelesty. W pewnym momencie na polanę wypadła ruda kula futra. Samica przetoczyła się po mokrej ziemi. Zaorała pazurami w glebie by wyhamować, co udało jej się dopiero po przejechaniu jeszcze kilku metrów. Jej sierść posklejana była błotem, nastroszona, sprawiała wrażenie wijących się szpikulców na jej grzbiecie. Obniżyła łeb, przygięła łapy. Z jej gardzieli wydobył się warkot. Ogniste ślepia wpatrywały się w ścianę lasu, z której po chwili wyłonił się rekin. Jego sylwetka rozmywała się, jeszcze bardziej niż zwykle, z powodu deszczu. Płynął w powietrzu szybkim tempem, szarżując na rysicę.
Zdezorientowana Silje zerwała się gwałtownie z ziemi, aż jej się w łbie zakręciło i podbiegła bliżej kotłujących się postaci, które zakłóciły spokój polany. Szybko zmniejszyła dystans i węsząc intensywnie już po chwili rozpoznała zapach Runy. Zdezorientowanie ustąpiło teraz zdziwieniu. Kotka wyglądała jakby właśnie z kimś walczyła.
- Co się dzieje? - Spytała wprost, nie chcąc tracić czasu na głupoty.
Nie było jednak jej dane otrzymać odpowiedzi. Kotka chyba nawet nie usłyszała, ba, nawet nie zauważyła obecności ogoniastej wilczycy. Cała jej uwaga skupiona była na atakującym Anancie. Duch zbliżał się z zawrotną prędkością, używając przy tym silnej płetwy ogonowej, zupełnie tak, jakby przecinał właśnie wody oceanu. Runa naprężyła silne, tylne łapy i skoczyła, odbijając się z mocą od ziemi. Wbiła się kłami i pazurami w wodnisty bok rybiego ciała. Rekin odpowiedział tym samym, wijąc się w jej uścisku i gryząc szczękami futrzaste ciało. Czarna wadera dokładnie obserwowała ich walkę. Nie wiedziała co się dzieje, ale jedna rzecz zwróciła jej uwagę: żadne z nich nie doznawało obrażeń. Uznała, że lepiej się nie wtrącać skoro nikomu nic się nie działo. Usiadła, chcąc zaczekać aż się uspokoją, by usłyszeć wytłumaczenie od rysicy.
Rozproszona tą myślą nawet nie zauważyła gdy upadli na glebę i potoczyli się przez błoto, pędząc prosto w stronę Silje. Kolizja była nieunikniona. Runa poczuła silny wstrząs kiedy z rozpędu zderzyła się z czyimś ciałem. Świat zawirował kilka razy, zanim wylądowała. Potrząsnęła gwałtownie głową, trzepiąc przy okazji błotem na wszystkie strony, ochlapując przy tym również wilczycę. Zirytowana wadera próbowała oswobodzić przygniecione skrzydło.
- Czy mogę wiedzieć, czym zawdzięczam tak radosne powitanie? - Dopytywała z nutą ironii w głosie.
Rysica ledwo zarejestrowała, iż Silje coś do niej mówiła. W czaszce jej łomotało, puls nadal miała przyspieszony, serce pracowało jak szalone. Adrenalina robiła swoje. Uchyliła pysk ciężko dysząc i zaczęła rozglądać się dookoła, próbując zorientować się w sytuacji. Zjeżyła się zaskoczona, widząc niemalże pod sobą czarną waderę. Szybko zeskoczyła z jej skrzydła, odsuwając się gwałtownie. Jej ślepia znów powędrowały dokoła, szukając wśród mżawki rekina, jednak ten odleciał na kilka metrów, szybko zwiększając pomiędzy nimi dystans.
- Perkele. - Kotka fuknęła zirytowana, używając przekleństwa z jej ojczystych stron. Cynamonowe tęczówki zawisły na postaci ogoniastej wilczycy. - Wybacz nieuprzejmość. I błoto. Chyba się zapędziliśmy.
Silje podniosła się z ziemi i otrzepała z błota. Resztki były zmywane przez krople deszczu, które w strużkach spływały po jej ciele. Przyjrzała się Runie i jej irytacja ustąpiła delikatnemu rozbawieniu.
- No cóż może trochę. - Na chwile na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech. - Wiesz, kąpiel błotna nie jest zła, ale wolałabym odbywać ją w innych okolicznościach. - Ponownie się otrzepała. Rozłożyła skrzydła na całą ich rozpiętość i zatrzepotała nimi kilka razy, po czym wygodnie ułożyła u wzdłuż boków i w końcu usiadła. Deszcz w dalszym ciągu nie sprawiał jej żadnego problemu. - Skoro powitanie mamy za sobą, powiesz, czy coś się stało czy to tylko zabawa? - Poprawiła niesforną grzywkę, która opadła jej na oczy i skierowała zielone ślepia na przedstawicielkę kotowatych.
- W rybim móżdżku się poprzewracało. Musiałam go trochę naprostować. - Odparła zgryźliwie kotka, zezując w stronę rekina. Po prawdzie przypuszczenia wilczycy nie były błędne, gdyż ich potyczka wynikła z ich zwyczajowej słownej przepychanki, a walka zapełniała nudę i znużenie.
Wadera spoglądała w ciszy to na rekina to na Runę ich relacja dla niej jest niezrozumiała, ale to już nie był jej interes. Krótka wypowiedź kotki wystarczała jej za odpowiedź, naprawdę myślała iż coś się stało. Uspokojona nie drążyła dalej tej kwestii.
 - Skruszy się gdy wyschnie. - Runa dodała po chwili, zdawałoby się, zupełnie od czapy, jednak kotka nawiązywała do błota, o którym Silje wcześniej napomknęła. Sierść rysicy była cała posklejana w ciemnych, gęstych plamach, sprawiając że jej rude futro znacznie pociemniało.
- Albo deszcz wszystko zmyje. - Spojrzała w ciemne niebo następnie, a deszcz kapał jej teraz bezpośrednio na pysk. Po chwili wróciła wzrokiem na kotkę. - Jak ci się podoba twój tutejszy pobyt? - Owinęła łapy ogonami.
- Nie narzekam. - Odparła nieco ochrypłym głosem. - Macie tu przedziwny zbiór stworzeń. - Powiedziała, wspominając przeróżne istoty, z którymi zdążyła już się zetknąć na tych terenach. - Ale i tak najbardziej ciekawi mnie las. Kolory, kształty. Nietypowy.
- Mnie też do dziś zadziwia i zachwyca ten las, ma w sobie coś tajemniczego, zagadki, na które odpowiedzi nie znamy nawet my, strażnicy. - Rozejrzała się po terenie wokół niej. - Co najciekawsze, rządzi się on własnymi prawami. - Wróciła wzrokiem na swoją rozmówczynie.
- Zapewne. - Kotka otrząsnęła się po raz kolejny. Krople uderzające w jej czułe uszy i pysk sprawiały, że nie mogła usiedzieć w bezruchu. - Zechciałabyś może coś więcej o nim opowiedzieć? Dawno nie widziałam tak wielu obcych mi roślin.
- Z przyjemnością. - Znowu kąciki jej pyska uniosły się nieznacznie.- Przez umiarkowanym klimacie jaki tu panuje, rodzaj energii, które drzewo wysyła całej krainie spowodowało iż rośnie tu naprawdę wspaniała roślinność. Bowiem właśnie Drzewo Istnień pozwala im się tu trzymać. - Przyglądała się jej ukradkiem, chciała zobaczyć jak reaguje na drzewo, bowiem każdy inaczej odbierał wysyłaną przez nie energię.
- Twierdzisz, że bez tego drzewa nic by tu nie rosło? - Trzepnęła uchem pod wpływem kolejnych kropel. Oblizała nos z wilgoci i nastroszyła białe wąsy. Sama często mówiła jak nawiedzona, jednak nie bardzo zrozumiała wypowiedź skrzydlatej oraz jej intencje. - Czy występujące te gatunki rosną jedynie w pobliżu drzewa? Są unikalne, nie zobaczy się ich nigdzie indziej? - Zmarszczyła lekko nos, z wyrazem skupienia w oczach. - Chciałam rzec, czy są endemitami?
- Nie wszystkie, ale większość. - Otrzepała łeb, bowiem krople lecące jej do oczu z futra nad oczami zaczynały ją denerwować. - Niektóre występują wyłącznie na tych terenach, ale rosną tu też powszechnie znane rośliny. Są też rośliny rzadkie nawet na tych terenach, które bardzo trudno zdobyć.
Kotka dostrzegła jak rekin zmierza w kierunku lasu. Jasne ślepia ożywiły się na moment.
- Ciekawe. - Mruknęła w odpowiedzi wilczycy, jednak widać było, że myślami już odpływała w zupełnie innym kierunku. - Z chęcią wszystkie je poznam. A teraz bywaj do następnego zderzenia. - Wygięła pyszczek w poły życzliwym i w poły złośliwym uśmiechu, błyskając miedzianymi ślepiami ku Silje. Zgrabnie skoczyła na cztery łapy i pobiegła lekkim kłusem śladami ducha, szybko znikając w gęstych zaroślach puszczy.

Pierwsze kilka dni Runy na terenach HOG. Fragmenty, w których występuje Silje zostały sklecone z rozgrywki na chacie.

RUNA

4 komentarze:

  1. Runa piękne opowiadanie, tutaj moje wypowiedzi jakoś nabrały lepszej formy XD Bardzo miło się to czytało :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że niektóre troszkę pozmieniałam, ale żeby nie było, nie tylko Twoje. Wiadomo, jak się na bieżąco pisze to robi się więcej błędów, niż jak się sprawdza tekst po kilka razy.

      RUNA

      Usuń
    2. Wiedziałam iż nie mogę być tak ładnie opisane XD

      Usuń
  2. niezłe, pamiętam kilka zwrotów z czata jak czasem wbijałem xD
    Też kiedyś pisałem opowiadanie na podstawie czata... ciężka to sztuka, ale jeszcze cięższa gdy pisze się to z kimś na spółke ... Ty miałaś ten luz że sama pisałaś.

    OdpowiedzUsuń