IMIĘ
Vayrieth, choć woli, kiedy zwraca się do niej Vay. Vayrieth brzmi prawie jak Wariat i choć niezbyt się te słowa różnią znaczeniem, przeszkadza jej używanie jej pełnego imienia.
RASA
Yalvarduren, czystej krwi.
POCHODZENIE
Królestwo Yarvaldu, całkiem ładny kraj.
PŁEĆ
Wredne babsko z niej.
WIEK
Młode to-to, ledwie od ziemi odrosło. Można ją spokojnie zaliczyć do nastolatek. Ma dopiero półtora roku.
WYGLĄD
Nie jest ogromna, co to, to nie. Jest wielkości najzwyklejszego na świecie wilka, jednak może się wydawać nieco większa - tak to już bywa z umięśnionymi osobnikami. Pysk ma krótki, nos jest bardzo mały, a uszy sterczą dumnie, dla odmiany mając spore rozmiary i zapewniając jej dobry słuch. Całość ciała pokrywa szara sierść, na uszach widnieją czarne i fioletowe plamy. Fioletowe są też fragmenty jej pyska, oczy, a także podbrzusze, choć tu można się też doszukać odrobiny błękitu. Wredny wyraz mordy przysłania czarna grzywka, jednak końcówki jej włosia mają barwę bzu. Co ciekawe, Vayrieth nie posiada ogona. Jak każdy czystej krwi Yarvalduren.
CHARAKTER
Na dobrą sprawę kobieta zmienną jest, a więc jej charakter również. Generalnie jednak Vayrieth zachowuje się jak taki trochę cwaniaczek. Wtrąca swoje głupkowate teksty gdzie tylko się da, czasami jest po prostu wredna, innym razem przykoleguje się do kogoś, kiedy czegoś jej potrzeba. Jej styl bycia jest dosyć agresywny, aczkolwiek i tak jest z nią lepiej, niż za czasów jej pobytu w Yarvaldu. Ogólnie rzecz biorąc, Vayrieth jest niezłą krętaczką i kłamcą, ale zdarza jej się powiedzieć prawdę. Niecierpliwi się, kiedy coś nie idzie po jej myśli, jest impulsywna. Ale nie oceniajmy jej zbyt surowo, przecież tak naprawdę nie miał kto jej wychować. A tam bardzo głęboko, pod warstwą ładnie wypracowanych mięśni, serio kryje się serducho, które chciałoby mieć kogoś bliskiego. Kogokolwiek. I móc zaufać oraz zostać obdarzonym zaufaniem.
HISTORIA
Urodziła się jako dziecko totalnej niziny społecznej, istnego plebsu w królestwie Yarvaldu. Dodatkowo jej sytuację pogorszyła śmierć jej rodziców, którzy może jako-tako poradziliby sobie z wychowaniem jedynej córki, gdyby nie padli ofiarą bawiącej się 'młodzieży' z warstwy szlacheckiej, szkolącej się na Poszukiwaczy. Tak więc od małego Vayrieth nie miała żadnego wsparcia i nie można się dziwić temu, jaką drogę obrała: zaraz po śmierci rodziców, ledwie potrafiąc znaleźć sobie cokolwiek do jedzenia, zaczęła się uczyć 'fachu'. Na czym to polegało? Otóż Vayrieth stała się kimś, kogo można było do niemalże każdej pracy wynająć, warunek był jeden: naprawdę dobre wynagrodzenie. Szybko nauczyła się kraść, nieco później także walczyć, a także zabijać po cichu, co też wcale często jej się zdarzało. Jako osoba świetnie radząca sobie z taką pracą, nie mogła narzekać na poziom swojego życia. Jednak jak każdemu, kiedyś łapa musiała jej się podwinąć. Dostała zlecenie porwania królewskiego syna, ale została złapana tuż przed tym, jak dostarczyła dzieciaka do odpowiedniej osoby. Nie wydała jednak swojego najemcy. Odbyła się wtedy rozprawa sądowa - tak, królestwo Yarvaldu było na tyle rozwinięte - w której została skazana. Na śmierć. W dniu, w którym wyrok miał zostać wykonany, została poprowadzona na polanę egzekucyjną, gdzie spotkało ją chyba największe szczęście w życiu: Ammath. Samiec wstawił się za nią, wybawiając ją od śmierci, ale jednocześnie zapewniając zarówno jej, jak i sobie banicję. Tak więc zmuszeni zostali odejść z królestwa i od tamtej pory Vayrieth jest uzależniona od Ammatha, który - kolokwialnie mówiąc - trzyma ją krótko. Żeby znów czegoś nie narozrabiała.
AMMATH
Relacja z nim jest dosyć specyficzna. Chociaż tak naprawdę żadna magia ani nic nie trzyma jej przy nim, ciągle jest gdzieś u jego boku, być może z tej głęboko ukrywanej potrzeby czyjejś bliskości. Ammath jednak jest kimś w rodzaju jej opiekuna, nauczyciela, w pewnym sensie nawet można powiedzieć, że pana, ponieważ Vayrieth zrobi wszystko, czego ten sobie zażyczy, mając na uwadze dług wdzięczności za uratowane życie. Jest to póki co jedyna osoba, którą darzy szacunkiem, aczkolwiek dzięki temu spóźnionemu wychowaniu być może zmieni się to w niedługim czasie i zacznie szanować także innych. Na chwilę obecną nie potrafi określić, czy Ammath jest dla niej przyjacielem, bratem czy kim. Po prostu jest i pomaga jej wyjść na prostą, czasem ją solidnie opieprzając, a czasem akceptując jej działania.
UMIEJĘTNOŚCI
Posiada jedynie te niemagiczne, gdyż żaden Yalvarduren czystej krwi nie jest w stanie zapanować nad magią. Owszem, niektóre z nich przejawiają obecność jakiejkolwiek mocy, ale nie są w stanie nauczyć się nad nią panować, więc po prostu starają się nie popadać w skrajne emocje. Vayrieth jako ta pozbawiona jakichkolwiek związków z magią, musiała rozwinąć na wysokim poziomie normalne umiejętności.
- Potrafi ukraść. Szczerze? Dupsko by Ci ukradła i nawet byś nie wiedział, że coś straciłeś, a wręcz czułbyś się, jakbyś coś zyskał.
- Kłamanie? To jej bajka, jest w tym świetna. Nigdy nie gubi się we własnych kłamstwach.
- Umie zabić od strony pleców. No co? Jakoś sobie w życiu trzeba radzić.
- Walka też nie jest jej obca, choć akurat ona jest na najniższym poziomie spośród tych czterech umiejętności. Nie ma jednak tragedii, bronić się potrafi.
WIERZENIA
Jest wiary politeistycznej i wierzy w wiele bóstw, ale jedynie Falvie oddaje jakąkolwiek cześć. Falva jest bogiem, powiedzmy, ogólnie pojętego zła. Chcesz coś ukraść? Chcesz kogoś zabić? Chcesz zabawić się czyimś kosztem? Chcesz zniszczyć komuś życie? Idź po błogosławieństwo do Falvy, z tym zawsze Ci się uda. No, przynajmniej Vayrieth w to wierzy i nie pozwala nigdy obrażać tego boga.
Witaj wśród nas, Strażników * dało się w okolicy usłyszeć ponury głos samicy, która tuż niebawem, stanęła przed nową członkinią i pochyliła w jej kierunku olbrzymi czarny łeb* Jestem Brahmaputra. *rzekła powoli i spokojnie, po czym zlustrowała młodą zaciekawionym i zarazem przenikliwym spojrzeniem* Czuj się tutaj jak w domu. Nasze lasy niech będą dla Ciebie schronieniem.
OdpowiedzUsuńSkrzydlata wilczyca podeszła do wilczycy i chwilowo jej pysk okazał się obojętny, ale zawsze starała się taką grać. Jednak po chwili rozmowy o tym zapomniała. - Witam cie Vayrieth w naszych skromnych progach. - Uśmiechnęła się lekko i kiwnęła łbem w geście przywitania samicy. - Ja jestem Silje Selun, ale samo Silje mi wystarcza. - Przyjrzała się wilczycy. - Jakbyś czegoś potrzebowała służę pomocą. - Ponownie kiwnęła łbem.
OdpowiedzUsuń*Kary ogier z podpalana grzywa, spacerował leśna ścieżka, delikatnie zmywając się z otaczającymi ciemnościami. Nagle poczuł że nie jest sam. Nastroszył uszy i spojrzał w bok, gdzie najprawdopodobniej spała jedna z nowych członkiń stada. Jego ciało delikatnie zaczęło robić się bardziej wyraźne, a otaczające ciemności nieco rozjaśniły płomienie, które formowały grzywę oraz ogon samca. Zarżał cicho i przyjaźnie, aby się przywitać, miał nadzieje że jej nie wystraszy* Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuń// Tenbres