21 stycznia 2016

[57] Czyżby....?


Spałam. Tej nocy sny nie dawały mi należytego wypoczynku. Przyśniła mi się biała kraina, pokryta bezkresnym śniegiem, gdzie nie było ani jednego drzewa. Po środku stałam ja wpatrzona w jakąś tajemniczą łunę. Czułam całą sobą że zbliża się jakaś nowa era... że wkrótce coś się zmieni. Śnieżyca dawała mi się mocno we znaki, z łatwością zamieniając moje czarne futro w biały obiekt, niczym nieróżniący się od otaczającego tła. Stałam w kompletnym bezruchu i czekałam. Wtem stało się, śnieg wokół mnie zaczął przybierać czerwoną barwę, tóż po chwili rysując wokół krwiste plamy. Słyszałam krzyki młodych zwierząt, mimo tego nie poruszyłam się. Nie miałam za grosz sumienia, nie miałam ochoty nikomu pomagać. Byłam sobą, jak za dawnych czasów, zanim poznałam Silje Selun. Nagle równie szybko jak stopniał śnieg, zakwitły kwiaty ukazując piękną łąkę w czasie wiosny. Wtedy to poczułam że muszę odejść.. Tak też zrobiłam.
Opuściłam świat snów by się przebudzić. Otwarłam bez pośpiechu jedno oko, potem drugie, widok śniegu wokoło wcale nie zrobił na mnie wrażenia. Wymruczałam coś pod nosem i podniosłam łeb, po czym otworzyłam szeroko pysk by ziewnąć. Pomimo nocy, było jasno gdyż pełnia księżyca przebijała się przez korony gęstego lasu, jaki stanowił tereny HOG. Przez chwile leżałam, zastanawiając się nad sensem snu, który przed chwilą miałam. Moje sny zawsze miały jakieś znaczenie w rzeczywistości, dlatego nie byłam pewna czego się spodziewać. Wtem moją uwagę zwróciło pobliskie drzewo, które delikatnie się poruszyło, a następnie z jego kory zaczęły odczepiać się maleńkie białe robaczki, które delikatnie połyskiwały w świetle księżyca. Robaczki te uniosły się, po czym skierowały się na moje gęste futro. Było ich tak dużo że stałam się białą waderą.... Kilka z nich zostało jednak w powietrzu, beztrosko wisząc i kształtując jakby drogę. Wstałam. "Czy to sen?" Pomyślałam i zaczęłam iść za stworzonkami, które komponowały przepiękne znaki wśród mroków nocy. Wszystko wydawało się tak piękne że na moment czułam się kimś zupełnie innym. Kimś tylko powierzchownie przyobleczonym w tą potężną krwiożerczą bestię, jaką jestem odkąd przyszłam na ten ponury świat.
Wtem ocknęłam się z tego błogiego stanu i zatrzymałam się widząc przed sobą jaskinię. Tak... była to moja jaskinia. Natychmiast na myśl przyszło mi wielkie Drzewo Istnień. Czyżby mnie wzywało? Właśnie mnie? Poczułam lekki strach, ale i ekscytację jednocześnie. Bez wahania weszłam do środka i przedarłam się przez gęstą winorośl, osłaniającą wejście do jaskini w której panowała niesamowicie dziwna aura. Tak dawno mnie tu nie było że niemal zapomniałam czego kazano mi strzec. W tunelu, prowadzącym do drzewa panował delikatny i zarazem przyjemny chłodek. Moje ciało chłonęło świeżość, jakiej poza jaskinią zaznać nie mogło. Jako pełnoprawny strażnik, drzewo napełniało mnie przyciągającą mocą. Kiedyś pamiętam jako młoda i niedoświadczona, chciałam dostać się do drzewa, kosztowało mnie to wiele siły i bólu, gdyż drzewo odepchnęło mnie jakąś tajemną mocą. Od tamtej pory, mimo stania się częścią straży, nie lubiłam tu zbyt często zaglądać o ile nie musiałam. Dziś z kolei czułam się zupełnie inaczej. Jakiś wewnętrzny głos kazał mi się uspokoić. Gdy zobaczyłam że zbliżam się do drzewa, zwolniłam tępa, podeszłam spokojnym krokiem doń i pokłoniłam się głęboko, mówiąc cicho:
- Witaj Strażniku Istnień...
-Brahmaputra... - usłyszałam swoje imię dookoła siebie. Zastrzygłam uszami by wsłuchać się w treść - Nadchodzi czas wielkich zmian.......Przyniesiesz wielkie zmiany....... Usuwając się w cień.....  Dokonasz wyboru..... Czego byś nie wybrała...... Zmiany będą nieuniknione....
Słowa wielkiego drzewa zastanowiły mnie, chciałam spytać o więcej, ale nagle poczułam silny ból w czaszce, a drzewo okryło się falą kolorowych świateł, następnie poczułam jak świeży powiew pcha mnie w tył. Ustąpiłam więc i poczyniłam kilka kroków w tył, po czym chyląc ponownie łbem grzecznie skwitowałam:
- Niech się stanie, to co stać się powinno. - Po tych słowach odwróciłam się i odmaszerowałam, nie odwracając się już za siebie. Gdy wyszłam z groty, tajemniczych małych istotek już nie było, co wcale mnie nie dziwiło. Drzewo potrafi przywołać każdego, wskazując mu drogę wg jego zainteresowań. To było właśnie to co zawsze korciło mnie do ruszenia się z miejsca.. Małe fikuśne stworzonka jak np jaszczurki itp. Westchnęłam i usiadłam na swoim posłaniu. Silje jeszcze było. Wyjrzałam na zewnątz groty i oparłam się o jej ścianę, zastanawiając się nad tym jakież to zmiany na nas czekają. Wtem spojrzałam na puste posłanie siostry... No tak... jedna ze zmian już nastąpiła... to pewnie dopiero początek. Od kąd w życiu mojej siostry pojawił się ten ciemny, przystojny wilk, nic już nie będzie takie jak było wcześniej. Wzdrygnęłam się. Przecież o to tu chodzi. Brahmaputrę znów czekać będzie samotne życie, gdyż jej przyjaciółka będzie musiała zająć się własnym. Samotne życie w stadzie....hmmm.... Czyżby znów miała wrócić na miejsce moja wroga i chamska natura? Czyżby to takie zmiany miało na myśli Wielkie Drzewo? Z całą pewnością dowiemy się tego w odpowiednim czasie.



~*~*~*~*~*~*~

Krótkie, bo krótkie... rozgrzewam się do pisania...
// Brahmaputra

1 komentarz:

  1. Kochana siostrzyczko opko jest zajebiste. Jak zawsze mnie pochłonęło. Szkoda faktycznie, że takie krótkie, ale naprawdę jestem ciekawa co ty kombinujesz XD

    OdpowiedzUsuń