OPOWIADANIE FABULARNE
WSZYSCY MAJĄ OBOWIĄZEK JE PRZECZYTAĆ!!!
"Nie przewidzieć burzy w piękny czas..."
część 2
Ostatnimi czasy bywało że Silje i Roy miewali coraz więcej innych zajęć... a dzieci opieki niestety potrzebowały. Jako iż samiec nie chętnie ufał członkom stada których nie poznał jeszcze zbyt dobrze, Silje zawsze przychodziła do mnie z prośbą o rzucenie okiem od czasu do czasu na młode pod ich nieobecność.
Szlag mnie trafiał za każdym razem kiedy to robiła. Dobrze znała moje podejście do dzieci i fakt że nigdy ich nie zaakceptuje, a przynajmniej dopóki nie dorosną. Kilka razy udało mi się jakoś wykręcić, jednakże jak każdy, wiecznie skrywać się nie można. Pilnowałam ich jeden raz, drugi.... i do trzech razy sztuka. Właśnie ten trzeci raz będzie tutaj opisany.
Wróciwszy z patrolu pewnej nocy położyłam się niedbale w swej jaskini oczekując na odpoczynek, nie zauważywszy jednak obecności siostry która na mnie czekała. Niemal natychmiast odezwała się:
- Siostrzyczko? Wiesz że Ci ufam...
Te słowa zwiastowały tylko jedno... znów dzieci. Warknęłam cicho w jej stronę:
- Jestem zmęczona.
- Tak widzę, ale skoro i tak masz odpoczywać, mogłabyś odpocząć u nas w jaskini i pilnować by nic im się nie stało.
Westchnęłam ciężko.
- Silje.. Dobrze wiesz że ja nie... - "ja nie chcę zrobić im krzywdy" dodałam w myślach, po czym spojrzałam błagalnie w jej stronę, robiąc maślane oczy. Niestety nie wygrałam tym razem. Wzrok mojej przyszywanej siostrzyczki był silniejszy. Widać w nich było potrzebę wyjątkową, zwłaszcza tej nocy. Westchnęłam już po raz kolejny i wstałam, leniwie opuszczając swoją grotę i maszerując w stronę jaskini Roya. Silje natomiast szybko pozostawiła mnie samą, zajmując się własnymi sprawami. Wtem spadł deszcz.
"No pięknie... a mogłam leżeć u siebie i spać, zamiast tu moknąć." Podniosłam łeb i spojrzałam w niebo, ledwie widoczne ponad koronami drzew. Nie czułam się dziś za dobrze, jakby coś władało moim umysłem, a ciało drżało z wysiłku po przebytej drodze. W końcu zbliżyła się do jaskini. Najpierw wsadziłam w nią sam łeb by zbadać sytuację. Wilczęta leżały jak gdyby nigdy nic. To też wsunęłam się do środka bezszelestnie i ułożyłam swe cielsko w kącie, jak najdalej tylko możliwe kupki szczeniąt. Przyglądałam im się przez moment w milczeniu, a one przyglądały się mnie, po czym w końcu odpuściłam i ułożyłam łeb obok ściany jaskini i zaczęłam przysypiać. Sielanka jednak nie trwała długo. Obudził mnie trzask kamieni i ból ogona. Zerwałam się na równe łapy jak oparzona, po czym podniosłam ogon do góry i na dół. Rumble wbił swoje małe kiełki z całej siły i zaczepił się. Odsapnęłam cicho widząc że samczykowi najwyraźniej nic nie jest.
- Ciocia Brahma!
Krzyczały ze wszystkich stron. Jednego byłam pewna... ZACZĘŁO SIĘ... i trzeba to jakoś wytrzymać. Zacisnęłam szczęki najmocniej jak mogłam i położyłam się na nowo. Ulewa nie dawała spokoju, a nawet zerwała się ostra nawałnica na zewnątrz. Co chwila głośno grzmiało i błyskało się, nic dziwnego że kapryśna pogoda namieszała dzieciakom w łebkach i te nie zamierzały wcale się kłaść spać. Mruczałam cicho pod nosem swoje słowa by nie popaść w paranoję. Wzrok jednak starałam się utrzymywać na czwórce młodych. Tylko Ketiva siedziała z boku i przyglądała się bez wyrazu w ścianę. Imala siedziała tuż przy mnie, najwyraźniej dumna z mojej obecności i z tego że może się do mnie upodabniać. Rumble już nie próbował z moim ogonem, ale ciągle kręcił się w jego pobliżu, a Taliyah, zaczepiała mnie, skakała, i śpiewała.. o tak, cały czas śpiewała... Zresztą każdy z gromadki wydawał jakieś dźwięki, poza Ketivą. Można było oszaleć.. naprawdę, możecie mi uwierzyć na słowo.
W końcu jednak ciocia Brahma wygrała i nakłoniła szczenięta do snu. Trójka maluchów zwinęła się w małą kulkę i zaczynając ziewać powoli usypiała. „Zaraz zaraz. Tylko trójka? Imala, Rumble, Ta…. A gdzie Ketiva?” Pomyślałam i podniosłam łeb. Moja psychika już dosięgnęła granicy wytrzymałości, a brak jednego z młodych w kłębku dodatkowo napełniło mnie złą energią. Warknęłam cicho i zaczęłam szukać zguby. Na szczęście szybko się znalazła. Leżała u wlotu groty i patrzała mi prosto w oczy. Warknąwszy raz jeszcze podskoczyłam do niej i wymruczałam nieprzyjemnym tonem:
- A Ty co tu jeszcze robisz? Spać!
- Nie potrafię ciociu… coś się stało z moimi oczkami.. ja.. ja nic nie widzę – zaszlochała.
- Nie opowiadaj głupot! – wywarczałam
- Ale naprawdę. – mała była na skraju rozpaczy, a ja na skraju nerwicy.
Coś błysnęło mi w oczach, ale ostatkami dobrej woli powstrzymałam to i ustawiłam się za młodą, popychając jej tyłek swoją kufą, na tyle mocno że mała przewróciła się i zapiszczała cicho. Zrobiła przy tym obrót łebkiem skierowanym z powrotem do wylotu z groty. Mała wyczuła że z 'ciocią' jest coś nie tak. Dlatego chcąc zaspokoić jej oczekiwania wstała i pobiegła przed siebie będąc pewna że kieruje się w stronę rodzeństwa. Tego już było za wiele. Straciłam panowanie nad tą sytuacją i zawarczałam z całych sił rozdziawiając paszczę i chwytając małego uciekiniera. Zakleszczyłam ją w objęciach mych szczęk i zacisnęłam je ze złości, następnie rzuciłam nią o ścianę groty. Sama do końca nie wiedziałam co takiego robię. Ocknęłam się po paru sekundach, oblizując pysk. Rzuciła mi się w oczy Imala, która jako jedyna była świadkiem zdarzenia, siedząc lekko ponad śpiącym rodzeństwem. Rzuciłam jej przepraszające spojrzenie, po czym zgarnęłam ciało Ketivy z groty i wybiegłam… Zostawiając na całą noc pozostałą trójkę bez opieki.
* * *
(Muzyka Stop. Teraz kolejna)
Kap kap kap...
Kap kap...
Kap…
Kropelka za kropelką wtapiała się w leśną ściółkę. Ziemia sączyła ją jak gąbkę, sączyła krew dziecka HOG, młodą krew stada, która miała w przyszłości zostać nowym członkiem straży.
Stałam samotnie w nocy, w środku ogromnego pustkowia, z dala od terenów stada. Musiałam uciec jak najdalej, niosąc ze sobą dziecko HOG. To już drugi raz gdy sumienie nie pozwala mi spojrzeć komukolwiek w oczy. Może i jestem wielka, waleczna i złośliwa, ale w głębi noszę również poczucie winy i odpowiedzialność za każde swoje przewinienie. Wiedziałam że nie mam siły by wrócić i spojrzeć Silje w oczy. Tym razem mi nie wybaczy. Zaczęło świtać, ptaki zaczęły grać swój koncert, a las otoczony był delikatną mgłą. Idealna aura dla tak okrutnej zbrodni. Zatrzymałam się przy jakimś strumieniu.. Napiłam się wody i obmyłam pysk. Spojrzałam na leżące obok mnie ciałko małej samicy. Westchnęłam głęboko i rozejrzałam się. Znalazłam odpowiednie miejsce i zaczęłam kopać bez wytchnienia niewielki dołek. Następnie najdelikatniej i z wielkim szacunkiem wzięłam do pyska ciało Ketivy i włożyłam je do dołu. Spojrzałam raz jeszcze i szepnęłam: „Wybacz mi Silje, wybacz Ketiva..” Po czym zaczęłam powoli przysypywać ją wilgotną ziemią oraz leśną ściółką cicho mrucząc pod nosem. „ Przepraszam że zginęłaś w tak wielkim strachu. Przepraszam was wszystkich” Musiałam zrobić przerwę i na jakiś czas po prostu zniknąć z życia strażników wielkiego Drzewa Istnień...
* * *
Tymczasem na terenach HOG.
Roy i Silje powrócili rano zadowoleni do domu. Zastali w swej grocie trójkę przerażonych szczeniąt i krew na jednej ze ścian. Imala jako jedyna wiedziała dobrze co się wydarzyło jednak bała się powiedzieć rodzicom prawdę. Bała się ponieważ do tej pory uważała Brahmaputrę jako kogoś idealnego, kogoś na kim chciała się wzorować, a teraz zagubiła się. Wersja którą podała rodzicom nieco odbiegała od prawdy:
- Co się stało dzieciaczki? Gdzie jest Brahmaputra... GDZIE JEST KETIVA?! - Silje była zrozpaczona. Na co Imala odrzekła, pół prawdą pół kłamstwem:
- Mamo z Ketivą się działo coś nie dobrego... Brahmaputra wybiegła za nią... i zniknęły obydwie..
- Może chciała ją ratować, na pewno wróci Silje - rzekł uspokajającym tonem Roy i przytulił partnerkę oraz szczenięta. Rumble i Talyiah żałowali że przespali tę akcję i że nie mogli nic ciekawszego powiedzieć. Na razie im wszystkim musiały wystarczyć słowa małej i zagubionej Imali....
CDN...
~ Brahmaputra ~