Rozdział I --> Klik
Rozdział II
- Jack Ty stary draniu! – Mój śmiech rozniósł się po okolicy niosąc ze sobą pogodę ducha, delikatnie zmąconą stresem który jak zawsze mi towarzyszył. – Ty to wiesz jak mnie przekonać… - Spoważniałem na moment i podniosłem wzrok ponad leżącego przede mną basiora. Siadłem na tylnych łapach, a przednie podniosłem lekko ku górze i rozpocząłem ostrą koncentrację. W mojej głowie nie mogło teraz pojawić się zawahanie, jeśli chciałem się tego dobrze nauczyć. Skupienie sięgające zenitu zawsze dawało jakiś skutek, tylko że z tym jakimś skutkiem nie zawsze potrafiłem sobie poradzić. Zamknąłem oczy. Pomiędzy moimi łapami zaczął majaczyć jakiś blask, a tuż po chwili zaczął krążyć maluteńki płomyczek. Coraz szybciej i szybciej. Po chwili z niego zaczęła tworzyć się niewielka kula ognia. Otwarłem oczy, co było błędem, bowiem widząc że posiadam coś tak strasznego czym ogień dla zwierząt leśnych, natychmiast instynkt kazał mi się tego pozbyć i tak o to wyrzuciłem ją tuż przed zniesmaczony pysk Jacka. Rozpalając tym samym niewielkie ognisko, jak na te pore całkiem słusznie byłoby się ogrzać. Lecz to nie o to chodziło, i dobrze o tym wiedziałem posłusznie oczekując kary. Stary Jack nie odezwał się. Zmrużył tylko powieki i westchnął po czym wstał i odwrócił się, po czym zademonstrował mi to samo, tylko dokładniej to czego chciał mnie nauczyć.. Podniósł łapy i zamknął oczy. Zaczął wytwarzać kulę ognia stopniowo powiększającą się. Nagle uniósł jedną łapę, nad którą wciąż kręciła się kula. Drugą łapą pobrał część mocy od poprzedniej i stworzył drugą, taką samą. Jedną wyrzucił w kąt jaskini, a ta rozprysła się najczystszym ogniem i zgasła, nie mając się czym zająć. Drugą kulę zaś omotał i zaczął tworzyć kolejne, na końcu wypuszczając je ponad siebie stworzył magiczną barierę ognistą. Gdy wilk zamknął oczy, wszystko znikło…
- Więcej skupienia chłopcze! Skupienia…
- Tak wiem, ale to strasznie trudne..
- Pamiętaj że dobry mag nigdy nie poparzy się własnym wytworem… Jeszcze sporo nauki przed tobą skoro już spiekłeś sobie łapy. Chyba jednak sztuka kamuflażu jest Twoim powołaniem, na niej się skupimy… ognia lepiej nie używaj.. Nie ma nic gorszego jak niedoświadczony mag… zwłaszcza mag ognia.. – Jack zmierzył mnie wzrokiem i wyszedł, zostawiając mnie wraz z moim ogniskiem. Westchnąłem i położyłem się obok niego, bowiem było dość zimno tego wieczoru. Tak.. To właśnie tutaj doprowadziła mnie wędrówka. Spotkałem kilkoro samotnych magów, którzy widząc mój problem utraty pamięci postanowili mi pomóc i przypomnieć mi jak to jest dysponować mocą i z niej odpowiednio korzystać. Tylko tyle mogli dla mnie zrobić. Tak bardzo bym chciał odzyskać pamięć i dowiedzieć się kim tak naprawdę jestem i co tamtej nocy robiłem na polu walki aż tylu żywych istnień. Nie znałem pojęcia miłości, mimo iż widziałem często Jacka z jego wybranką. W duchu im zazdrościłem, że zawsze mogli się na kimś oprzeć i nie stać samotnie, jak ja. Westchnąłem i ułożyłem łeb na łapach. Zasnąłem.
Rankiem obudził mnie podmuch mroźnego wiatru, który wdarł się do mojej jaskini i otulił moje ciało, tak iż zadrżało z zimna. Podniosłem łeb. Byłem zmęczony, lecz instynktownie wiedziałem że aby przeżyć w tych warunkach, muszę się ruszać. Wybiegłem lekkim truchtem przed grotę, po czym wysiliłem się lekko, a moje futro stopniowo zaczęło siwieć, aż w końcu zrobiło się całkowicie białe. Natychmiast zlałem się z otoczeniem otaczających śniegów i zadowolony schyliłem się, by podkraść się do Jacka, który jak co dzień rano leżał nad swą grotą. Ułożyłem się w jednej z zasp oczekując aż ten mnie zauważy. Nie musiałem jednak długo czekać. Ten stary wyjadacz był bardzo doświadczonym samcem. Miał na karku sporo wiosen a do tego przewodził małemu stadu magów, więc bez problemu mnie wytropił.
- Nieźle Roy… nieźle.. – nawet na mnie nie patrzył, doskonale czuł moje położenie. Spojrzał w prawo na skromny krzak, wyróżniający się na tle zimowej krainy. – A teraz ostatni test i moje nauki nie będą Ci już potrzebne. – Wskazał ruchem pyska w stronę krzaka i dał mi wyraźny sygnał, że to na jego tle mam się stać niewidoczny.
Pośpiesznie wstałem i niepewnie podszedłem do owej zamarzniętej i pozbawionej życia rośliny. Zatrzymałem się bokiem między nim a Jackiem i zamknąłem oczy. Bardzo powoli na moim ciele w losowych miejscach zaczęły pojawiać się czarno brązowe ciemne znaki, z początku nic nie znaczące, jednak dopiero po chwili można było dostrzec doskonały efekt kameleona. Całkowicie zniknąłem utożsamiając kolor sierści do otoczenia . Zastygłem w bez ruchu i otworzyłem oczy. Ku mojemu zdziwieniu Jack w końcu był zadowolony i kiwnął do mnie z uznaniem.
- Bardzo dobrze.. teraz już nie będziemy Ci potrzebni…
- Jak to? –poruszyłem się jednak mozaika gałęzi krzaka pozostała na moim ciele. – Mam odejść? Dobrze wiesz że nie mam dokąd…
- Musisz odnaleźć samego siebie wilku, zrobiliśmy dla Ciebie już wszystko… teraz musisz szukać wskazówek gdzie indziej. Być może jesteś kimś ważnym dla świata, być może ktoś za Tobą tęskni lub potrzebuje Cię…
Nagle moje serce przeszył strach. Znów poczułem się wygnany, skazany na samotność i na zło tego świata. Mimo iż potrafiłem walczyć i kamuflować się, a gdy trzeba także ogrzać się przy własnym ognisku, ale życie w pojedynkę mnie przerastało. Na szczęście Jack pozwolił mi z nimi przezimować, a na wiosnę musiałem ruszyć w dalszą drogę. Tak też się stało. Po zimowym przygotowaniu psychicznym ruszyłem w dalszą drogę jako samotnik.
C.D.N.